własny cień
Nie widać jej zza drzew. W końcu wyłania się zza nich i idzie. Zmęczona po treningu. Myśli. Płacze. Za dużo się w tym dniu dowiedziała. Promienie słońca które zatrzymują się na jej twarzy, na której na policzkach znajdują się rumieńce. Idąc potyka się sama o swój cień. Nie ma wyjścia ze świata do którego weszła. A może ktoś rozjaśnił by jej umysł wielokolorową tęczą do której drzwi nie może znaleźć. Przechodzi przez pasy. Nie rozgląda się. Nie przejmuje się tym że nadjeżdżające samochody mogą mieć taką prędkość że mogą czasami nie wyhamować i w nią uderzyć. Nic nie trwa wiecznie, jak będzie miała umrzeć to umrze.