Przeszłość nie daje mi spokoju. Coraz to nowe obrazy wyłażą z niej i harcują we wszystkich kierunkach. Nie wiem, czy walczyć z nimi, wyrzucać je z siebie, czy też pozwolić im się rozgościć. Jeszcze nie wiem, czy lepsze jest upychanie po kątach swoich bólów, czy też postawienie ich na środku pokoju i patrzenie na nie z boku. Z pewnej odległości. Czy wtedy sie patrzy inaczej ? Czy jak coś skrzętnie chowam to bardziej się we mnie rozrazta ? Czy ja tym chowaniem przydaję mocy wszystkiemu, co chciałabym zapomnieć i co złe ?
A może lepiej zobaczyć złe dni, które były, takie, jakie były. Powiedzieć sobie, że b y ł y i postarać się, by nigdy już nie wróciły w takiej samej postaci ?
Eh. . . życie. Ale mimo wszystko kocham je nad życie
Weekend nie za bardzo udany. Ale ciężkie próby nie poszły na marne i zdobyte 2 miejce Teraz trzeba się wziąść, żeby na pokazie laureatów jakoś wypaść.
Jutro robimy miary do butów na zajęciach będzie dobrze :)
Przyszły weekend już mam zaplanowany. Koko,urodziny i ta niespodzianka jeśli wypali , występ i inne.
Ale to dobrze, bo taki zaplanowany, zajęty czas pozwala mi nie wracać do tamtych chwil, bo wtedy nie mam czasu na rozpamiętywanie przeszłości a zarazem cieszę się życiem.
,,Tylko głupiec nie wraca do miejsca, w którym zaznał szczęście"