Między gałęziami drzew uciekałam przed Tobą...śmiejąc się głośno i szczerze.Ty chwyciłeś mnie za dłonie,tak delikatnie,jak dotyk motyla.Spojrzałeś się na mnie z uśmiechem,z drżącą powieką spojrzałeś na mnie z troską...ale i niezwykłą...nie podobną do ciebie powagą...Mój uśmiech też ucichł...zmieniając sie w szum wierzb...które otulały nasze spojżenia...pocałowałeś wtedy mój ciepły policzek...po którym popłyneła jedna "słona łza"...spytałeś wtedy "Czemu płaczę?"..."Odpowiedziałam wtedy tylko że jestem szczęśliwa,jestem szczęśliwa jak jeszcze nidy nie byłam" i po chwili prysło to wszystko...jak kamień w wodę...Wszystko znikneło...zostało mi tylko jedno?...Mała,słona,łza,która płyneła po moim zimnym jak lód policzku...Starłam ją dłonia której już nikt nie trzymał...Dotknełam serca,które przyzwyczaiło się do pustej przestrzeni...a w głowie tworzy tylko sztuczny obraz...oazę tęsknoty...Tęsknoty za czymś..co nawet nigdy nie było Moje...
:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]:[placze]