Bardzo boli, gdy nie wiesz co tak na prawdę czuje druga osoba. A jeszcze bardziej boli to, gdy wydawało Ci się, że wiesz co czuje i to uczucie było bardzo podobne do Twoich, lecz po jakimś czasie uświadamiasz sobie, że żyłeś w bledzie, że oszukiwałeś samego siebie. Nie można tego opisać słowami. Rozpierdala Cię od środka, ale nadal chcesz brnąc w to bagno, bo Tobie "zależy".
Miłość to gówno, a ludzie to kurwy. Przykro mi, ale taka jest prawda.
Udajesz, że wszystko jest dobrze. Cieszysz się, nawet najbliżsi nie wiedzą co nosisz na barkach. Wieczorem, gdy kładziesz się spać, zamykasz oczy i marzysz, marzysz jak małe bezbronne dziecko. Widzisz swoją szczęśliwą przyszłość, próbujesz odepchnąć złe sytuacje, i zapobiegasz im w swoim nocnym świecie. Potem, nadchodzi czas rozmyśleń, mówisz do siebie w myślach, to, co chciałbyś powiedzieć ukochanej osobie, to co jest Twoim brzemieniem, to czego nie umiesz powiedzieć nikomu innemu. W końcu zasypiasz. Nastaje dzień, ludzi znów czegoś od Ciebie chcą, znów o coś proszą, Ty znów to robisz. Wykonujesz posłusznie pracę. Potem, gdy spotykasz osobę, z którą rozmawiasz o wszystkim, właśnie.. nie masz takiej osoby. Bo ludzie, z którymi spędzasz czas, uważasz ich za przyjaciół, nie wiedzą wszystkiego. Często próbujesz im to powiedzieć, ale jest miejsce opowieści, przy którym wyrasta Ci gula w gardle, owijasz w bawełnę, nie dochodzisz do sedna sprawy, bo nie umiesz. Masz nadzieję, że gdy im się wygadasz, będzie ci lżej, a tak nie jest. Masz nadzieję, że oni jakoś pomogą rozwiązać Twój problem, jeden z wielu, ale nie potrafią. Ciągle słyszysz: "nie przejmuj się", "wszystko będzie dobrze, nie martw się", ale co Ci z tego, jeżeli Ty to wiesz, ale kiedy? Kiedy nadejdzie to "dobrze" kiedy w końcu, będziemy mogli z całym sercem powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi? Nie wiem. A dlatego, że nie umiem zmienić rzeczywistości, w której żyje. Czuję się jak w toksycznej grze. W której liczą się tylko słodkie słówka, i głupawe zachowanie. Nie, ja nie chcę grać w cos takiego, chcę się uwolnić, ale nie umiem. Jestem zakorzeniona wiekiem, w tej otchłani toksycznych odpadów. Nie umiem z tego wyjść, to mnie powoli wyniszcza, ale tylko mnie.