Pojechałam wcześniej o godzinę do pracy, żeby wykorzystać ten cudowny dzień na doprowadzenie go do porządku ;) A wyglądał koszmarnie. I nie tylko od normalnej panierki, ale miał skołtunioną sierść na piersi, pod brzuchem, od wewnetrznej strony ud od mastki. Nie było szansy, żeby to doczyścić na sucho. A że dzisiaj było bezwietrznie, na termometrze mieliśmy 18 * w słońcu, to był to doskonały dzień na takie porządki. Nawet Narcyz się załapał na umycie ogona :P
Na dzień dobry Blacky zaskoczył mnie strasznie panikując na widok wody ze szlaucha. Ewidentnie z niczym dobrym mu się nie kojarzyła. No, ale u nas to tylko przyjemność mycia ciepłą wodą :D Tak więc po chwili się uspokoił i bez problemu pozwolił sobie umyć grzywę i ogon. W sumie najgorzej reaguje na polewanie wodą kończyn, jak lałam na grzywę to miał to gdzieś. Stał zupełnie spokojnie :) Na szczęście na derkę też nie narzekał i nie próbował jej ściągać, czy gryźć.
Potem postał z dwie godzinki (bardzo grzecznie!), szamiąc sianko i schnąc w słońcu. Na koniec spsikałam go SS i nasmarowałam kopytka :)
Zapoznałam go też z halą, nie chciał do niej wejść pilnując się Harego więc poprosiłam wolontariuszkę o wprowadzenie Harego, wtedy Mały dzielnie wszedł do środka. Harego szybko wyprowadzono i zaczęło się :D Latał we wszystkie strony rżąc i nawołując kumpla. Poganiałam go przez chwilę, szybko się poddał, więc go przyjęłam, ale był całkowicie rozkojarzony rozstaniem z Harym, więc zrobiłam tylko podstawowe czynności związane z Robertsem i wyprowadziłam go na zewnątrz. Jutro ciąg dalszy.