Tja, radzono mi odpocząć he he ;) Chyba dopiero jutro :) Dzisiaj miałam pracowity dzionek.
Ten upał wściekł robactwo. Tak się rzucały na konie, jakby miał nastąpić koniec świata. Początkowo miałam wykąpać tylko Harutka, któremu kończy się L4 i już niedługo wraca do pracy. Po kąpieli zauważyłam, że jakby mniej owadów się koło niego kręci. I faktycznie nie pachniał jak brudny koń, więc zdezorientowane owady zostawiały go w spokoju. Nie powiem, Czarna Absorbina zapewne też miała w tym swój udział ;)
Tak czy inaczej postanowiliśmy wykąpać jeszcze Figara i Dakara, bo jak zwariowane biegały po pastwisku atakowane przez nienasyconych krwiopijców. No, a wtedy zostały już tylko Warka, Lexus i na koniec Garfild. Lechu jak zwykle się odsadził przy myciu głowy, ale kantar się tylko rozpiął, więc po chwili trzymając go w ręku dokończyłam mycie. Zajęło mi to 45 minut i to chyba nowy rekord kąpania Lexa, bo zazwyczej trwa to co najmniej 3 razy dłużej :D Z Garym poszło już błyskawicznie, w zasadzie dłużej sechł, niż trwało kąpanie, bo i wysoka wilgotność powietrza nie ułatwiała schnięcia.
Ewidentnie było widać, że po wykąpaniu ilość owadów krążących wokół koni spadła o 3/4. I dobrze :D Mam nadzieję, że ta tendencja utrzyma się na dłużej ;)