A tak mijały nam dni:
Budziłam się około 9.00, wstawałam, wypuszczałam koty i psa na dwór, ścieliłam tapczan i wychodziłam z nimi na spacerek. Obowiązkowo sunia i obydwa koty ;)
Potem otwierałam okiennice klaczy, czyściłam kopytka i szła na trawkę, a ja sprzątałam w boksie i wywoziłam nawóz do pobliskiego gospodarstwa.
Po powrocie solidne mycie i śniadanko dla nas. Potem czas wolny, najczęściej czytałam książkę. Około 13 -14 klaczka była już syta i zabierałam ją w teren, który trwał w zależności od jej kondycji i aktualnej pogody około 2-3h.
Obowiązkowym punktem dnia była kąpiel, która sprawiała jej wiele przyjemności bo stała jak wryta ;) Oczywiście to była kąpiel samą wodą i polegała na dokładnym wypłukaniu soli i potu spod siodła i tych miejsc, które były szczególnie spocone. Na początku był to dokładnie cały koń, od ucha aż do zadu, dopiero pod koniec, gdy nabrała kondycji przestała się tak pocić i wystarczyło zmycie tylko pod czaprakiem. Szczególnie dokładnie masowałam jej zimnym strumieniem wszystkie stawy pęcinowe i skokowe. Na koniec zbierałam wodę, sprawdzałam kopyta i szła na pastwicho. Ja rozbierałam siodło, myłam wędzidło i rozwieszałam czaprak z potnikiem do wyschnięcia. Całe szczęście, że miałam dwa komplety, bo inaczej bym mogła jeździć tylko co drugi dzień, wszystko było dokładnie przepocone. Na pastwisku miała dostęp do wiadra z wodą, a gdy już wypiła, wywracała wiadro, żeby o tym "powiedzieć". Cwaniara :P My w tym czasie robiliśmy obiadokolację i oglądaliśmy filmy.
Na pastwisku była do 22.00. Najpierw rozścielałam słomę, dorzucałam świeżej i zadawałam siano, po wpuszczeniu do boksu czyściłam ją, sprawdzałam kopyta i podawałam troszkę owsa. Po czym wracaliśmy do domku, jedliśmy lody lub ciasteczka, a ja wsuwałam z zapamiętaniem słonecznik. Pycha ;) Po obejrzeniu filmu, koło 00.00 szłam spać.
I tak kończył się dzień..., żeby następnego ranka zacząć wszystko od nowa :)