Miłość to ból i cierpienie.
Ciągła tęsknota, często łzy.
Ale miłość to ogień. Coś, czego nie możemy sobie zabronić, czy wymyślić... Uczucie, którego nie możemy się pozbyć. Jest tak silne. Tylko dlaczego tak często nas rani? Przychodzi w nieodpowiednim momencie, a co najgorsze do nieodpowiedniej osoby. Do tej, której nie możemy kochać.
Wolałabym znieść każdy fizyczny ból. Ból duszy i serca znacznie bardziej boli. Bardziej i dłużej...
Mam już dość tej całej męczarni, walki. 10 miesięcy temu się zesrało i już jest tak zesrane do teraz. Owszem, bywają lepsze dni, ale te krótlkie chwile nie potrafią cieszyć na dłuższą metę. I wiem, że niektórzy zmagają się z gorszymi problemami, niż nieszczęśliwa miłość. Jednak dla mnie jest to coś najgorszego, co mnie dotychczas spotkało. Nawet moje choroby nie były tak straszne. Nie zadawały tyle bólu i cierpienia.
"Przydałaby Ci się nowa miłość" - możliwe. Ale nie wiem, czy potrafiłabym pokochać kogoś innego tak samo, tak mocno...
Wyjeżdzam.
Może go spotkam... może nie.
Obiecałam sobie, że pójdę do TAMTEGO parku,
usiądę na TAMTEJ ławce.
Jak siebie znam, to będę beczała.