To u góry to było, jak było lato.
Chujowo to brzmi składniowo.
Jeszcze się zrymowało, ale żal. :/
***
Jest mi tak cholernie źle. Poliki mnie szczypią od łez. I teraz będzie poetycko, żeby nikt niechciany się nie skapnął, o co mi chodzi.
Jest mi smutno, wchodzę na fbl i patrzę na nagłówek. Ja z kiedyś nie tylko pocieszam siebie z dziś (patrz poprzednia notka) ale też daję sobie z dziś dobre rady. Dobre? Okazuje się, że chujowe. Z początku niczego nie podejrzewając pomyślałam "ok. przestaję kopać. teraz już na pewno będzie dobrze". Uśmiechnięta obejrzałam się wokoło. I co? Przecież nadal jestem w dołku, tak głębokim, że prawdopodobnie bez wyjścia. Przestałam się pogrążać, ok, ale trzeba się jeszcze odkopać! Z tym, że ja, będąc w dołku nie mogę się sama odkopać. Mogę ewentualnie próbować wejść po ścianach, ale są zbyt strome. Ktoś musiałby mi podać linę, ale to nie może być każdy ktoś, bo nie każdy dysponuje tak długą liną. Potem jeszcze muszę się po tej linie wciągnąć. Ewentualnie ta druga osoba może mnie wciągnąć. Ale to są plany bardzo nierealne, bo jedyna znajoma mi osoba, która ma tak długą linę, nie ma ochoty wyciągać mnie z dołka, bo uważa, że skoro sama sobie go wykopałam, to powinnam tam siedzieć, coś w stylu nauczki. I nie rozumie tego wcale, że ja już wiem, że nie można kopać dołków i już nie będę nigdy żadnych kopać. No za chuja tego pojąć nie może.
Tak więc siedzę tu i siedzę, a jedyne, co mogę zrobić, to przestać myśleć, że tu siedzę. I tak zrobię
Mam jeszcze inny dołek, taka byłam głupia, że tyle sobie ich wykopałam. To dlatego, że szukałam skarbów. Jak się szuka skarbów, to czasami się nie odróżnia dołków od szczytów, i tak się kopie, myśląc, że się wspina. Chociaż wszyscy dookoła mówią, że kopiesz. Ale Ty myślisz, że oni tak mówią, bo nie chcą, żebyś znalazł skarb. Myślisz, że są zazdrośni, nie chcą dobrze dla Ciebie. A oni po prostu widzą, że kopiesz. A potem nie chcą Ci pomóc wyjść, bo przecież ostrzegali. To całkiem zrozumiałe. Ale miałam mówić o tym, że mam też inny dołek. On jest bardzo głęboki, ale nie jest wcale stromy, więc mogłabym wyjść o własnych siłach. I wiecie co? Nie chce mi się. Leżę w nim i wmawiam sobie, że mi wygodnie. Ale cholernie niewygodnie się leży, więc codziennie postanawiam, że od jutra zacznę wędrówkę na powierzchnię. Jutro nigdy nie nadchodzi.
Więc radzę Wam: nie kopcie dołków. Słuchajcie, kiedy Wam mówią, że to robicie i w porę wychodźcie. Lepiej stracić jeden skarb, niż stracić możliwość szukania skarbów.
***
Nie myśl tylko, że to brzmi jak Coelho. Się załamię.
***
Już mi lepiej. O 16 z Ewą na lodowisko.