Wczorajszy deszcz wniósł trochę orzeźwienia. Siedząc przy oknie i popijając zimną, czerwoną herbatę goniłam myślami to przeszłość, to przyszłość.
Dziwnie tak, spoglądałam po oknach sąsiednich budynków, wszędzie ludzie z którymi kiedyś miało się bliższy czy dalszy kontakt. Gdzieniegdzie okna do mieszkań w których żyje już ktos inny niż dawniej. Nie ma już np. Pani Stasi, która tyle lat dbała o porządek. Pamiętam jak kiedyś z koleżanką posprzątałyśmy za nią ulicę i pobiegłyśmy powiedzieć, że dziś może odpocząć, bo krasnoludki posprzątały. Wierzyłyśmy, że stara Pani Stasia wcale się nie domyśli, że to my. Zabawnie jest być dzieckiem.
Zastanawiam się ile jeszcze we mnie zostało z tego dziecka. Jak bardzo jeszcze jestem naiwna i głupiutka. Myślę, że bardzo. Może to nawet dobrze.
No a dziś w nocy wyjeżdżam. Dziesięć dni w Szwecji. Trochę się boję, zwłaszcza bariery językowej no i tego, że nie będzie nikogo z osób, które dobrze znam. Boję się też warsztatów. Ech. Na pewno będzie dobrze. Ale taki strach pomieszany z ekscytacją to jest właśnie przyprawa chwil obecnych.
A na zakończenie; tym którzy będą tęsknić- pocieszenie, tym którzy mają mnie dość- groźba; ja zamierzam wrócić ;)