Leżę na łożku jak Królewna Śnieżka czekająca na swojego królewicza, kiedy tym bałwanom "krasnoludkom" wydaje się, że ja nie żyję(!) :[wsciekly]
Nie ma nic bardziej frapującego, a zarazem przerażającego od obserwowania nadchodzącej miłości. Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi wtedy do głowy , to poszukać przed nią schronienia, bo boję się, że znowu okaże się dla mnie niebezpieczna. Poza tym kryjówka może zmienić się w pułapkę, za chwilę uczucie przybierze na sile i będzie na tyle gwałtowne, że zacznie niszczyć wszytsko dookoła. Później następuje cisza, która najbardziej mnie przeraża. Całkowita cisza, która poprzedza bitwę na śmierć i życie.
W tej chwili otacza mnie taka cisza :[zakochany]
Powoli zaczyna ustępować dźwiękom, delikatnym odgłosom miłości. Miłość jest coraz bliżej. Jeszcze nigdy nie przeżyłam miłości. Zwykle było to zauroczenie, które łapało mnie znienacka. Dlatego bardzo szybko nauczyłam się patrzeć w dal i zrozumiałam ,że muszę pamiętać o kilku rzeczach - Mam wpływ na to, co się stanie , więc muszę nauczyć się cierpliwości i szanować gwałtowne wybuchy uczuć. Nie zawsze jest tak, jakbym chciała,ale trzeba się do tego przyzwyczaić. Teraz śmiało stwierdzam, że nie boję się już miłości, bo gdy spada na ziemię przynosi skarby z powietrza.. Dlatego, zamiast szukać bezpiecznego schronienia, warto podziwiać wspanioałe uroki miłości. Właściwie wychodzę z założenia, że miłość jest, jak nadchodząca burza.. Jak każda burza niesie ze sobą zniszczenie, ale jednocześnie nawadnia pola, a z deszczem spada na ziemię niebiańska mądrość. Im gwałtowniejsza, tym szybciej minie.. Dzięki Bogu umiem stawić czoło burzom.. :D