Samotność to największy potwór którego można i należy się bać. Samotność atakuje nawet gdy ktoś jest obok. Jest tak blisko a zarazem tak daleko, leżysz obok, czujesz ciepło jego ciała, czujesz oddech na karku i słyszysz jak oddycha ale dobrze wiesz że go tu nie ma duszą, myślami. I wtedy przychodzi ten moment w którym uzmysławiasz sobie jak bardzo jesteś samotny i dobrze wiesz że często to z własnej głupoty. Popełniasz błędy jak każdy człowiek lecz te kosztują cie zwykle więcej niż innych. Po pewnym czasie samotności wnika w ciebie niewidzialna z początku cząstka skamieniałego serca, gorzkości, obojętności. Widzisz to z czasem, widzisz ale ona jest silniejsza. Mówi ci że to co było minęło, jest przeszłością i już nie wróci. A wcale tak nie jest. To wraca, wszystko wraca jak nieuleczalna choroba która ma swoje nawroty kiedy już wydaje nam się że jest lepiej. Wraca raz bardzo boleśnie a raz mniej ale zawsze zostawia świeże kolejne piętno na naszym życiu i nas samych. Święta i po świętach ja ko mówią. W tym roku jakoś nie odczułam tej magi świąt... Ale jest w miarę pozytywnie. Wczoraj Heaven, dziś kino, jutro sesja następnie praca i czas się pakować na sylwka. A już 3 i 4 do szkoły czego w sumie nie mogę się doczekać! egzamin zdany na celująco teraz tylko ocena z pracy taka sama i na półrocze szósteczka z pracy z osobami uzależnionymi oby tak dobrze poszło mi tylko z historii wychowania albo psychologi ;/