w zbożu, rzecz jasna.
nie czuję nóg totalnie. z apteki na obchód bloków w poszukiwaniu dachów, przez delikatesy u marcina, brak sevendaysów, przez 273 czy tam 237 prosto na mąkołowiec, a wylądowałyśmy na jakiejś wsi. zawsze spoko, zdjęcia wyszły okej, a i tak na dwóch, no, może trzech wyszlam jak człowiek.
Kasi wrażenia i wypieki na twarzy uświadomiły mi jedną, bardzo w sumie smutną rzecz. tak naprawdę nie mam zespołu, wykonawcy, czy idola, na którego koncert mogłabym pojechać i dostać takich wypieków jak Kaśka. Tata zaproponował mi, bym została fanką U2. I, że zabierze mnie na koncert. okej, mogę yć fanką U2 ale jednak nie na tym to chyba polega.
boli mnie kręgosłup. jutro śmigamy.. hm. gdzieś. napewno.
i dochodzę również do smutnego wniosku, że śląsk jest marną wizytówką polski jeśli chodzi o wygląd, a tychy jednak jakoś tam dają radę.
lubię siedzieć na klimoncie z Kaśką.
nie lubię mieć doła i czuć się wydęta -.-
if you ever missin' me just listen to this song.
xoxo
flo