Czas wkroczyć w ostatni tydzień wzmożonej nauki w tym semestrze. Czeka mnie 5 dni zapierdolu, ale jestem dobrej myśli - zaczynam żyć jak człowiek!
Nie ma to jak wkręcić się na zamkniętą imprezę pod zmienionym nazwiskiem a potem płakać z powodu kosmicznych cen za barem :P Nowy lokal w Koszalinie zaskoczył mnie dość negatywnie - mała przestrzeń, kiepski DJ, wysokie ceny [6 złotych za 0,33l piwa to przesada jak na Koszalin], na szczęście ludzie nie byli tak denerwujący jak zwykle. Z uwagi na to, że towarzystwo, z którym się bawiłem porozumiewało się głównie po angielsku dużą część imprezy przemilczałem. Może to nie jakaś nowość, ponieważ często wyłączam się w nieodpowiednich momentach, ale świadomość swojego poziomu porozumiewawczego w języku angielskim mocno deprymowała mnie na tle native speaker'ów i ludzi, którzy po prostu lepiej posługują się tym jęzkiem. Niski budżet również przyczynił się do obniżenia wartości imprezy - po kupnie gumy do żucia, paczki fajek i 2,5 piwa byłem kompletnie spłukany - na szczęście już niedługo będę mógł iść do roboty, więc ten problem zniweluję.
"Oceniam ten lokal na 2/10"~Michał Kowalski
Ponad pół roku siedzę na dupie, na szczęście powoli domykam ten rozdział życia i przepełnia mnie euforia. W końcu obrałem jakieś cele, potrafię nawiązać dialog, który nie kończy się kłótnią albo dołem, poprawiłem stosunki z rodziną, ogarnąłem pokój, z kłopotami na uczelni dalej walczę, ale nie mam już noża na gardle, więc jestem dobrej myśli. Pierwszy miesiąc nowego roku już prawie za nami, jeśli kolejne 11 miesięcy będzie równie owocnymi jak styczeń, to zapowiada się na prawdę konkretny rok!
Stare problemy wydają się coraz bardziej odległe, cieszy mnie to, bo mając czystszy umysł mogę z większą precyzją obierać nowe ścieżki w życiu. Może nie spaliłem za sobą wszystkich mostów, ale nie męczę się już tak jak wcześniej.