Jedno z nielicznych ostrych zdjęć, jakie udało mi się zrobić.
Bez przerwy się ruszają i ostości chwycić nie można, a jak się nie ruszają, to śpią i nie ma nic ciekawego do fotografowania.
Ten mały jest najbardziej ruchliwy, no i najgłośniejszy. Wystarczy przejść koło kartonu, a już piszczy, żeby go wyjąć.
Ogólnie to bez przerwy siedzę nadnimi z aparatem. W imię idei, że najlepsze ujęcie wyjdzie na żywioł, a nie po półgodzinnych przygotowaniach. Chyba tak jest w rzeczywistości.
I znowu się pochorowałam. Czuję się, jakbym połknęła jeża i trochę kolców mi w gardle zostało. No i łeb boli. :/
I Paula nie przyszła. A tak się fajnie zapowiadało.
I ksiądz proboszcz mnie zabije, bo na majowym nie byłam.
I dupa.