Relacja: (w mega skrócie)
1. zakupy w pksowskiej, bezalkoholowej biedronce, odśnieżanie walizką Gubina+ wyprawa w góry/pod górę, obczajający kot, spóźniony niemiecki pociąg, godzinne czekanie na regionalny,którym podróż trwała godzinę i nie wyświetlały się kolejne stacje, zimno, ale razem, dziwne rozmowy dziwnych panów na dziwne tematy, milion stacji w Berlinie i wysiadka!
2. zwiedzanie Berlina przez zaparowane szyby z piętra autobusu, amć pizza z piekarnka, gluehwein i weihnachtsmakrt, tysiąc h&m na jednej ulicy, jazda na nieważnym od 7minut bilecie 2godzinnym, wcześniejsza wysiadka i "w którą stronę jest dom?" przebieranko, malowanko i te sprawy+ niemieckie martiniowe "coś", głupkowata, niecenzuralna sesja owocowa, dokończenie owego czegoś w U-Bahnie, najdroższe wejście świata na imprezę, darmowe piwo od samotnego kolegi, zdecydowana powrtórka tropicsu...
3. ciężka pobudka, ogarnięcie się i wyprawo do schlossu, oczywiście pomylenie szlosu, ostateczne znelezienie właściwego szlosu, desperackie zjedzenie gyrosu, sesja na Breitscheidplatz,, niekupienie najbardziej pożądnej rzeczy, czyli butów z Nike, zgubienie się w podziemiach i 3krotne wychodzenia z metra ^^ wieczór w genialnej greckiej restauracji+ słit zdjęcie ^^
4. całodzienny shopping, przeceny typu "za darmo nie wezmę, ale za euro kupię", Podstamer- i Alexanderplatz, szukanie kebabu (oczywiście sprzedają go i prowadzą Turcy ^^), jedzenie na dworcu, bunkrowanie się w celu ogrzania w jakimś centrum handlowym, udawanie manekinów, osobliwy kościół Marienkirche, bezowocne szukanie owoców w czekoladzie, zimowo-świąteczna-nienormalna sesja w Sony Center, megaśny bałwan i mikołaj z lego!, słit focie w bombkach, ratujące życie gluehwein w przytulnej, górskiej chatce, rezygnacja z zobaczenia Bramy Brandenburskiej ("wczoraj ją widziałaś z autobusu", za co nadal jestem niepocieszona), marznięcie dziewczyn i moje ciepełko z nieprzemakającymi butami, czekanie na spóźniający się autobus w kawiarni, niejednogłośna decyzja o wieczornym wyjściu do MATRIXu, czesanie fruzury w U-Bahnie+popijanie dla weny i nastroju, zabulenie za wejście, powrót oczywiście metrem :D
5. poooobudkaaaa, zasypany i nieodśnieżony Berlin, pakowanie, sprzątanie, bieg na autobus, jazda bez biletu 20min na dworzec, panika w oczach Myszki, znalezienie chińskiego jedzonka i żelków, marznięcie na peronie i spóźnienie pociągu, heroiczny spacer z walizkami przez śnieg i lód w Słubicach, ocalenie przez znalezienie taksówki, powrót...
6. jednym słowem: było genialnie, co nie zmienia faktu, iż następnym razem przyjadę do Berlina, kiedy nie będzie śniegu ;)
7. dziękuję Myszeczce za podróż ze mną, bez Ciebie pewnie w ogóle bym zrezygnowała, umarła na dworcu z zimna i strachu, że znowu pomylę pociąg, dziękuję Matrynce, że oddała nam łóżko i robiła wszystko, by nie było nudno, byśmy zobaczyły jak najwięcej i miały mnóstwo spassu :) dziękuję Wam laseczki za cały wspaniały weekend, dzięki któremu mogłam sobie zrobić wcześniej przerwę świąteczną i endlich odwiedzić Martynkę w Belinie :)))
8. powtórka na wiosnę!