Dzisiaj miał być dzień sądu ostatecznego, a jednak... przeżyłam. :)  Co prawda bolą mnie kości, ale... to tylko kwestia zmiany siodełka na żelowe. ;] O czym piszę? Otóż ,o eskapadzie rowerowej do Turawy. Było całkiem fajnie. W przyszłym tygodniu może Krasiejów. Okaże się. Trzeba popracować w końcu nad mięśniami. Ile to już czasu... Z 4,5 roku. ^^ Na pierwszy raz 50 km wystarczy. Potem będzie więcej i więcej, aż wrócę do formy. :)

W sumie to wczorajszy dzień nie należał do najlepszych. Nigdy nie miałam tak podłego nastroju bez poważnego powodu. Cóż... cieszę się, że zza chmur powoli wychodzi słońce.

PS. Pierwsza wersja tego zdjęcia była w kiepskiej jakości, więc wrzuciłam lepszą. Fotka zrobiona na naszej Wyspie Bolko. Jak ktoś się dobrze przyjrzy to zobaczy kawałek czernego rękawa od mojego płaszcza. ;] Zdjęcie pstryknął H. ^^ Początkowo chciałam wrzucić całe, ale stwierdziałam, że ja tam nie pasuję. xD Więc został tylko ten fragment, który lekko przerobiłam.

K.