Oddalasz się...
Oddalasz się...
Skąd ja to wiem -
po prostu wiem.
To już nie ja
i nie ty,
nie ty...
Ładnie,że
masz dobrych chęci w bród.
Mówłies-nie,
nie będzie źle -
więc skąd ta cisza w nas i chłód?
Za noc, za dzień, bez wielkich burz
pożegnasz mnie,
a potem-cóż,
przekręcisz klucz
no i już,
i już...
Szczęścia brak,
nadziei mniej,
oddalasz się
i z dnia na dzień
widzę jak
bezradna tracę cię...
Oddalasz się choć nie wiesz sam,
nie pomoże nic,
już coraz mniej ciebie mam,
już nie mówię-przyjdź.
Bo coraz dalej nam jest
do tych pierwszych śmiesznych słów
powtarzanych znów i znów,
i do tamtych dróg, tamtych dni, tamtych łez.
Teraz, kiedy się oddalasz -
jesteś taki miły jak nie ty,
a w oczach lęk-
a oczy mówią mi-
"Bardzo chcę stąd wyjść,
przepraszam, gniewasz się..."
a ja:
-Nie gniewam się,
po prostu wiem,
to potrwa już
najwyżej dzień,
najwyżej dzień,
no, a potem-pas.
Trzasną drzwi
i stanie czas,
i odtąd nic,
i odtąd nikt,
chyba,że...
no chyba,chyba że...
Tracę siły,nie pomaga wmawianie,że wszystko dookoła jest piękne-bo nie jest.Szczególnie w takie dni.
Przeraża mnie ta bezsilność.Umysł mówi,że czas przestać żyć złudzeniami i zrobic kolejny krok żeby z ufnością patrzeć w przyszłość,lecz coś usilnie hamuje te zamiary.
Czas zamknąć pewien etap by móc rozpocząć kolejny,lecz chyba ja sama tego nie chcę,ponieważ tak trudno pogodzić się z porażką.