No i koniec wakacji...
Wczoraj była inauguracja, na którą oczywiście się spóźniłam... Wlazłam w połowie uroczystości, przepychając się między siedzeniami, oczywiście wszyscy mnie widzieli. Jeszcze do tego siedziałam z przodu na przeciwko dziekana. Więc byłam na widoku wszystkich. Ładny początek no nie? U mnie to taka norma, że albo się spóźnię, albo coś wydziwię i to zawsze na początku, pierwszego dnia. Więc już wszyscy mnie zapamiętają.
W czwartek pierwsze wykłady. Indeks mam, więc tylko trzeba się łaskawie wziąć za robotę... A to najtrudniejsze.
.
.
.
Z moją mamą we Fromborku:
.
Mama:(trzyma aparat): Jak to się robi?
Ja: Co?
Mama: No "to to"
Ja: co co co co?
.
Po zrobieniu zdjęcia:
Mama:(patrzy w ekranik): A co to ma być?
Ja: Dwie sieroty nad morzem