Pod koniec stycznia br. zaczęłam pracę. Może nie była to wymarzona praca jednak zawsze coś. Do marca było wszystko ok. Pracowało się po 4 bądź 3 godziny dziennie a gdy nadchodziły święta bądź coś to zapierdzielało się po 12 do 15 godzin dziennie. Jednak nie było źle. Dało się wytrzymać :)
W połowie marca coś zaczęło być nie tak. Na początku myślałam, że to przez stres związany z pracą. Modliłam się by tak było. Po 4 tygodniach zrobiłam test. Najpierw jeden, później następny i następny.
"Ej zaraz, zaraz. Przecież tyle razy nie mógł się pomylić. To nie możliwe....nie może to być prawdą..." W tedy tak myślałam. Nie mogłam dojść do ładu, składu z myślami. W pracy coraz gorzej, Coraz więcej godzin a ja on stop zamyślona. W końcu odważyłam się. Powiedziałam partnerowi. Było mi mega ciężko. NIe miałam pojęcia jak zareaguje. Podczas rozmowy to ja zachowałam się tak jak nigdy bym się przypuszczała, że się zachowam. Popłakałam się, zaraz krzyczałam, znów płakałam, później się śmiałam i znowu płakałam. Nie wiedzialam co się ze mną dzieje.
Było mi ciężko. W końcu powiedziałam w pracy, zwolnili mnie. Do tej pory szukam czegoś innego lecz nic nie ma. Kryzys...od zwolnienia minęły już dwa miesiące.
Byłam na echo (usg), załatwiłam położną, lekarza domowego. Teraz pozostaje mi tylko czekać i chodzić na wszystkie wizyty u położnej i na echo. We wszystkim pomaga mi koleżanka (niestety nie znam na tyle języka by pójść i samej się dogadać), gdyby nie ona, nie poradziłabym sobie.
Powyżej zdjęcie z wczorajszej wizyty w echocentrum (na usg).
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24