zdj z mojego tumblr'a.
Jestem motylem bez koloru i skrzydeł
Promykiem uśpionym przez noc
Ptakiem niezdolnym by lecieć
Liściem sponiewieranym przez wiatr
Aniołem niegdyś tak boskim, wyrwanym z ramion samego boga
Wijąc się spętana łańcuchami bólu, cicho pojękując
Ciało przeszyte cierpieniem, naznaczone męką
Stoisz nade mną tak niemy
Mój krzyk jak słodki nektar uzdrowia twą duszę.
By uśmierzyć ból piekielny.
Jednym słowem, ruchem ręki dobijasz mnie by poczuć się znów niewinnym
A ja spłone pochłonięta przez własny umysł
Skłócona z ciałem.
tak bardzo bym już chciała aby było idealnie. Perfekcyjnie.
Nienawidzę swojego odbicia w lustrze.