Nie mam siły, by wstać,
nie mam siły, by iść.
Nie mam siły, by grać,
nie mam siły, by żyć.
czuję, że poraz kolejny ropadam się na milion kawałków. kawałków, których nie sklei się w całość, a nawet jeśli się uda, to w pewnym momencie zauważy się, że jednak brak jednego elementu niszczy całość. tak jest właśnie ze mną. milion pierdolonych kawałków, które ciężko zebrać w całość. ja na prawdę dużo od życia nie wymagam, nie stawiam zbyt dużej poprzeczki, chcę być tylko szczęśliwa, szczęśliwa...
ostatnimi czasy, zamiast usiąść i porozmawiać jak dorośli ludzie, my "warczymy" na siebie. nie rozmawiamy ze sobą normalnie. tylko jedno drugiemy ciągle coś wytyka, a tak być nie powinno, bo nie na tym to wszystko polega. owszem popełniłam błędy, za późno się do nich przyznałam, ale się przyznałam i żyje z tym dalej, z świadomością, iż nie jestem i nie będę idealnym człowiekiem, bo takowych nie ma. każdy popełnia błędy - bo się na nich uczy. ja się wiele już nauczyłam. wiele przeszłam.
nie wiem co mam robić? nie wiem co mam myśleć? nie wiem nic. nawet nie wiem na czym stoje? nie mam zielonego pojęcia. nie wiem co wydarzy się jutro, nie wiem co usłyszę poraz kolejny o sobie. kto powie znowu coś....
mam ochotę się spakować i jechać w cholerę, zapomnieć o całym bożym świecie, zapomnieć o problemach, o pracy, pozbyć się tych wszystkich fałszywych osób, które mnie otaczają, a przekonałam się o tym niedawno, mówisz jedno, czujesz drugie, robisz trzecie.
strach, powoli niszczy mnie od środka, przez co się rozpadam ....