27.

Koniki sobie dzisiaj poskakały. Dzień nastawiony na sportowo, ale kolejny niesamowity, cudowny i przewspaniały, spędzony z moją drugą rodziną i masą fajnych ludzi. Rano Prymus na skoki i drągi, radził sobie świetnie. Drążki bez stuknięcia, skoki.. chyba tylko raz zrzucił. W poniedziałek stawiam mu okser. Nie jest super sportowym kucem, nie baskiluje, ale ma serce do skoków, idzie na przeszkodę zawsze chętnie i bardzo się stara, dlatego jestem z niego dumna. Prymula też dobrze chodziła. Skakała wyśmienicie, pod koniec już trochę zrzucała, bo była zmęczona. Dużo dzisiaj chodziła, nie tylko pode mną. Przyjechały Aga (aga850) z Madzią (francowa), bardzo mi pomogły za co jestem wdzięczna. Dzielnie ustawiały przeszkody, ogarniały mnie i konia. Popracowałyśmy we trzy z Omegą. Pobrykała, poszarpała się.. Był sukces - nie uciekła mi przez przeszkodą. Fakt, zrzuciła, ale po pracy "królika doświadczalnego" Madzi szła już nawet bez większych kombinacji. Dziewczyny pojechały to ja z Mają, która jechała na Orawie - w mały teren, który miał być odstresowujący, a nabawił nas nie lada stresu. Co chwilę.. traktory, samochody, motory, rowery.. Zła karma nas ścigała, ale dałyśmy radę! Megunia była dzielna, spłoszyła się tylko 3 razy, a w zasadzie to wzdrygnęła. Mały galopik, wskakiwanie na górkę i zeskakiwanie z niej.. Było w porządku. Ogarnęłyśmy konie, posprzątałyśmy siodlarnię i załapałyśmy się na ognisko z całą rodzinką pana Behrendta. Było świetne, napchałyśmy się kiełbaskami i kepuczem, wygłaskałyśmy Rexa, Mikiego i Czarkę za wszystkie czasy, pożartowaliśmy sobie.. Tak "rodzinnie". Mała, "końska" jak to powiedział pan Dawid, rodzinka. Jest cudownie.

JESTEM SZCZĘŚLIWA.

Ave.