Skończyło się. Za szybko. Znacznie za szybko. Jeszcze tyle zostało do zrobienia. Nie skosztowałam krewetek, nie kupiłam bluzy i zabrakło mi pieniędzy. Zamiast tego, zgubiłam kilka par skarpetek, dwie koszulki, ukradłam bluzkę Witakowi, wzbogaciłam się o kilka siniaków i bolące plecy. A właściwie to nie tylko plecy.
I znów muszę się przyzwyczaić do szkoły i okropnie szarego, w porównania do Malgrat, Szczecina. Nie przejdę już miasta na boso, w czasie ulewy, nie pomaluję na żółto paznokci, chyba, że przestanie mi zależeć na bardzo dobrym zachowaniu, nie zaśpiewam idę na plażę ani nie prześpię się na balkonie. Pierwsze skończyłoby się brudnymi stopami, spanie na balkonie, katarem i chrypą, a zaśpiewać to sobie mogę, ale raczej o jak mi się nie chce, bo tylko to przychodzi mi na myśl, gdy patrzę na kalendarz i wizę jutrzejszy dzień, poniedziałek.
Mimo wszystko, uwielbiam takie wyjazdy. Dla nich mogę wytrzymać kolejne trzydzieści godzin w autokarze.
I uwielbiam Was wszystkich! ;3
Takin' more than her share
Had me fighting for air
ac/dc - you shook me all night long <3