Zarwana noc, tyle łez, brak snu.... Kończy sie na tym, że rano nie nadje sie do niczego. Wyglądam, jak wyglądam. Zostaje w domu, z herbatką, kocykiem...Zawalam szkołe, to nic.. Po prostu nie da się inaczej czasem...
Kolejny raz. Wciąż zadaje sobie pytanie, dlaczego ? Nie potrafie tego pojąć, no i niestety nie potrafie sobie z tym poradzic. Znałaś niejeden ból przez który przechodziłam, wtedy wiedziałaś, że powinnaś być tutaj, przy mnie. A wiesz? żaden z tych dotychczasowych bóli nie równa się z tym coczuje teraz. A teraz, zwyczajnie Cie nie ma. Myślałam, ze to nie będzie miało końca. Przyszłosć malowana? Domki blisko siebie, poranne kawy? Jasne. Fajnie byłby marzenia, teraz tylko bolesne wspomnienia. Podczas gdy Ty, zasypiasz z cudownym uczuciem, ze spokojem, że wońcu masz to o co tak długo sie starałaś, ja borykam sie z myślami szukajac sensownego wytłumaczenia i sposobu jak sie uporać z tym bólem, którego mie przyspożyłaś. O mnie nie warto zawalczyc, bo po co... szczęśliwa jesteś... Przyzwyczailaś się, niemalże 24/7. Najlepiej byłoby zamieszkać razem i odciąć sie od całego świata. Być tylko dla siebie. Pewnie gdybyś miała taką możliwosć już danwo byś to uczyniła. Podobno miłość powinna czynić czlowieka lepszym, uszlachetniać. Ciebie zmieniła okropnie, ze aż nie potrafie w to uwierzyc. A to,co boli najbardziej? Przez tyle czasu, byłam. Przez ostatnie 2 lata- łzy z jego powodu? Jego wyzwiska? Poniżanie? Tyle łez które wylałaś, a ile z nich zdażyłam zatrzymać? Wystarczyło ze spojrzałaś na mnie i śmeich. Ile godzin przegadanych na jego temat? zliczajac je, wyszlyby chyba całe miesiące... Tyle raazy osobiście starałam sie pomóc, mimo tego ze wiedziałam ze ie ranił- znałam uczucie jakim go dażyłaś. Dlatego też starałam sie pomóc, czasem wbrew sobie... Później akceptowałam wszystkie jego wymogi. Ja Cię po imprezach nie ciągałam, mówiłam, z czym według mnie rpzesadza, owszem, ale znasz mnie nie od dzis i wiesz ze zawsze mówię co myśle. Ale czy ekeidykolwiek zmusiłam Cię do czegoś? Kawa, Remiza? to również nie były moje pomysły... Nie mam sobie wiele do zarzucenia, analizowałam wszystko setki razy, owszem nikt nie jest idealny. Ale nawet jeżeli coś było nie tak z mojej strony w jakimś stopniu, było to niczym w porównaniu do tego ile zła w życiu on Ci wyrządził. Kiedy ja powiedziałam, ze wygrałaś, ze odpuszczam z czystej bezsilności, ty usprawiedliwiłaś sie. "spoko, sama zrezygnowała" A jak on rezygnował z Ciebie tyle razy? Nie z bezsilnosci, a z braku szacunku, bawiac sie Twimi uczuciami? Wciaż starałaś się i nie potrafiłaś tego zostawić tak. Oczywiście z zostawieniem mnie nie miałaś najmniesjszego problemu, prawda? i Sprzedałaś mnie, naszą przyjaźń, dla niego. Co z tego, ze coś zmienił?! Czy to oznacza ze można kogo odstawić? KOGOŚ KTO BYŁ TAK ISTOTNĄ SOOBĄ PRZEZ OSTATNIE LATA W TWOIM ŻYCIU? A on, gdyby był prawdziwym facetem, również zamiast podjudzania i robienia wszystkiego by to on był numerem jeden i tyko z nim zebys sie liczyła, powinien też spojrzeć na to z drugiej strony i skoro ejst taki dobry, powinien dać Ci pewną lekcje, nie odizolować najlepiej od świata, nie podkreślać jak on sie dla cb zmienił i ze to n powinien być najważneijszy, tylko ze spuszczoną głową spojrzeć prawdzie w oczy, czy osoba która wspierała cie, gdy on miał wyjebane i robił co chciał, bawiać sie z tb zasłużyła na takie odizolowanie? na takie traktowanie? Ale nie, bo po co... Tak ejst wam wygodniej...
Wiem, że keidys zrozumiesz, bo zrozumiała już nie ejdna osoba, po czasie... Ale wiedz, że utraty żadnej osoby nie znosilam tak źle. Wieź która nas łączyła, była czyms wyjątkowym. Myślałam, ze to jest nierozerwalne, ze nic nie bedie w stanie tego zmienic, rozdzilić nas. Im wybaczyłam, ale raczej było to taką formalnością, i nie jest już tym co było, rpzyjaźnią, a znajomością, może ciut lepszą od innych. Ale zadna z tych osó nigdy w zyciu nie była mi tak bliska jak ty i utrata którejkolwiek z nich bolała, ale ten ból nie był porównywalny z Tobą. Zaznacząjąc jak łatwo przychodizło Ci krytykowanie szydzenie z ich zaachować, podkreślając że Ty yś tak niepotrafiła, ze ja zawsze ede najwazniejsza, wolne żarty... Ale właśnie to pamietam doskonale, i przez to co było, wiem, jestem prawie przekonana, ze chociażbyś kiedyś za x czasu przyszła ze spuszczoną głową, ze zrozumiałąś że chcesz cos naprawić... Obawiam się że to może nic nie dać. Wiele razy w ostatnim czasie miałaścoś zmienić, starań nie było. eh, sory jedna kawa po lekcjach, no i jedno wyjscie po południu. Powinnam Cię pewnie nosić na rękach za to nie? ale nie, ja Cie nie doceniam... zapomniałam. Przecież to tak dużo, jak na fakt, ze jesteśmy o krok od połowy listopada;)
BĘDZIESZ TEGO ŻAŁOWAŁA.
KIEDYŚ DOCENISZ TO,CO MIAŁAŚ.