gdy już spadną wszystkie liście
i nastanie wieczna zima
usiądziemy znów na krańcu dachu
i ostatni raz spojrzymy w dół.
O co właściwie chodzi z tą miłością? Czy ona jest, czy może bywa? I jak to jest, że jedni miłość jedną na całe życie mają, drudzy dzielą ją na dwa, a trzeci nawet na trzy i cztery? Na początku jest pięknie. I u pierwszego i u trzeciego. Po latach pierwszy nadal zachłyśniętym będzie. A trzeci swoje cztery wymieni na kolejne osiem.
Ten od miłości rodzaju pierwszego nadal - choć od startu będzie daleko - tak naprawdę od niego się nie oddali. Pozostanie w punkcie zero, choć punkt ten będzie już w trochę innym miejscu. Bo czas będzie mijał, a uczucie nie przesunie się nic a nic...
Trzeci z kolei... u niego tej miłości nie znajdziesz. Została już dawno połknięta, przeżuta i wydalona.