photoblog.pl
Załóż konto

Bo kogo nie ucieszyłby balonik ? 

     "W poniedziałek byłam kartką papieru. Kartką, która leżała na Twoim biórku, zaraz przy kubku z coca-colą. Na mnie leżał niebieski długopis. Cieńkopis. Wyjąłeś mnie z szufladki, żeby zapisać kilka wyrazów. Przyciągnąłeś mnie do siebie, w prawą dłoń złapałeś długopis i zacząłeś kreślić kilka cyfr. Jedna. Druga. Kilka następnych. Ty piszesz, a ja się rozpływam nad tym miłym uczuciem. Czuję, że jestem potrzebna. Gdyby nie ja, zwykła kartka papieru, nie miałbyś gdzie zapisać tej ważnej informacji. Skończyłeś pisać. Ale nie zostawiasz mnie. Boże, jakie to miłe uczucie. Ty - naprawdę mnie potrzebujesz. Trzymasz mnie w dłoni i idziesz. Stawiasz krok, za krokiem w kierunku miejsca, w którym śpisz. Bierzesz do ręki telefon. Przepisujesz cyfry, które wcześniej zapisałeś i... I zgniatasz mnie. Rzucasz w kąt. Wychodzisz.

I już Cię nie ma.

I już nie pamiętasz.

We wtork byłam listkiem. Listkiem z kwiatka, który stał w Twoim pokoju na parapecie. Mogłam cały czas na Ciebie patrzeć. Wiedziałam, co robisz. Kiedy wchodzisz, kiedy wychodzisz. Gdy otwierałeś okno, ocierałeś się o mnie. Pamiętam cały czas ten zapach, to ciepło, które wydobywało się z Twojgo ciała. Ty nie zwracałeś na mnie uwagi. Ignorowałś. Nie podlałeś kwiatka. A jeśli roślinki się nie podlewa, to usycha. Tak jak ja, zwykły listek, usycham. Zawsze byłam zielonym listkiem, ale zamieniła msię w żółtego. Takiego, którego urywa się, żeby z jego winy nie zżółkły pozostałe. Jak długo miałam czekać, aż zauważysz, co się ze mną stało? Miałam nadzieję na dzień, lub dwa. Prosiłam, aby trwało to jak najdłużej, żebym cały czas mogła na Ciebie patrzeć. Ale nie.. Ja, żółty listek, od razu zostałam zauważona. Podeszłeś do okna. Pochyliłeś się nade mną. Oderwałeś mnie. Czułam się wtedy, jakby ktoś wyrywał mi serce, gdybym tylko je miała. Pomyślałam, jak pięnie byłoby, gdybyś położył mnie na stoliku obok łóżka. Mogłabym tam leżeć dniami i nocami. Tak blisko Ciebie. Ale, otworzyłeś okno. Wyrzuciłeś mnie. Ja, pożółkły listek, spadałam coraz niżej, niesiona przez silny wiatr. Ale cały czas patrzyłam na Ciebie. Jak zamykasz okno i znikasz za firanką.

I już Cię nie ma.

I już nie pamiętasz.

     W środę byłam okruszkiem chleba. Takim małym, który zostaje na prześcieradle, kiedy je się chleb na łóżku. Taki okruszek nie istnieje długo. Składa się głównie z mąki i rozsypie się zaraz, jak tylko mocniej go dotkniesz. Ale to nie znaczy, że masz go nie dotykać. Ja, okruszek z chleba, cały czas żyłam w nadziei, że nie zauważysz mnie. Że będę sobie leżeć tutaj, w ciemnym rogu Twojgo łóżka. Nie wytrzepiesz pościeli. Nie zżucisz mnie na odłogę, pod łóżko. Nie stanę się bezużytecznym śmieciem, który kiedyś zostanie odkurzony i nigdy, nikt nie będzie o nim słyszał. Ja, okruszek z chleba, marzyłam o tym, żeby być kimś ważnym. Kimś potrzebnym. Kimś, kto przyda się do czegoś. Kimś, na kogo istnieniu naprawdę może zależeć. Szczegółnie Tobie. Ale nie tak miało być. Nie to było pisane mnie, okruszkowi z chleba. Wieczorem, kiedy byłam pełna nadziei, że jednak zostanę tam, gdzie byłam, Ty zrobiłeś to, czego ja tak się bałam. Chociaż prosiłam, żebyś tego nie robił. Ja, okruszek z chleba, spadłam z wytrzepywanej pościeli. Wpadłam między panele i w mgnieniu oka, ogarnęła mnie ciemnoś. Kompletnie nic nie widziałam.

I już Ci nie ma.

I już nie pamiętasz.

     W czartek, byłam śróbką. Wydawało mi się, że oto jestem najważnieszą, ze wszystkich rzeczy, jakimi byłam do tej pory. Nie dlatego, że leżałam w ciemnym i brudnym garażu, przykryta stertą niepotrzebnych rzeczy. Ja, śrubka, słyszałam, jak coś naprawiasz. Słyszałam, jak szukasz. Szukałeś mnie. A ja leżałam tutaj i czekałam. Czkałam, aż się schylisz. Aż zauważysz. Aż podnisisz. Aż wykorzysztasz, ale... Ale Ty znów mnie ominąłeś. Dużo dalej, leżąła inna śrubka. I Ty wybrałeś właśnie ją. Chociaż do mnie, śrubki, miałes krótszą drogę. Chociaż ja, śrubka, byłam czystasza od tamtej. Zabrałeś ją. Na mnie nawet nie spojrzałeś. Nawet mnie nie zauważyłeś. Wyszedłeś.

I już Cię nie ma.

I już nie pamiętasz.

     W piątek, dzisiaj, jestem guzikiem. Guzikiem od Twojej koszuli, którą masz założyć wieczorem. Nie jestem jakimś ważnym, rzucającym się w oczy guzikiem. Tylko takim u dołu. Ostatnim. Takim, do którego nikt nie przywiązuje wagi. Jeśli jest, niech jest. Jeśli go nie ma, nic się nie dzieje. Prasujesz koszule, do której jestem przyszyta ja, guzik. W pewnej chwili, odwracasz ją na drugą stronę, nitki, które mnie trzymają, zrywają się. Wszystkie. A ja odpadam i toczę się pod biórko. Myślę sobie, że to najorsze, co mogło mnie spotkać. Przecież, Ty nawet nie zauważyłeś, że odpdam, nie zauważyłeś, dokąd poleciałam. I zostanę tutaj. Ale nie! Ty przeklinasz pod nosem, podchodzisz do biórka, schylasz się i... I teraz ja czuję Twój dotyk.Trzymasz mnie, guzika, w dłoni. Zupełnie zapominam o tym, że jestem zwykłym guzikiem. Rozkoszuję się tym ciepłem, które wydobywa się z Twojego ciała... Chwytasz za nitkę i igłę. Nawlekasz jedną na drugą. Kładzież mnie, guzika, na świeżo wyprasowanej koszuli. I Przyszywasz. Robisz to ostrożnie. Precyzyjnie. Zaraz kończysz. Zakładasz ją... Nadal czuję to ciepło ja, guzik. Jesteś już gotowy. Schodzisz po schodach. Tym razem, spędzę z Tobą więcej czasu. Nareszcie się uda. Zakładasz buty. Ktoś mówi, żebyś włożył koszulę do spodni, bo tak będzie lepiej. Robisz to. Nie! Nie przyszyłeś mnie, guzika, na tyle mocno, bym pozostała tutaj na dłużej. Po raz drugi, wszystkie nitki, jakie utrzymywały mnie przy koszuli, urywają się. Spadam. Teraz moim domem będzie oczko w wycieraczce. Ale,Ty na pewno zauważysz, że ja, guzik, odpadłam. Podniesiesz mnie, przyszyjesz, zabierzesz ze sobą. Ale... Nie zauważyłeś, że ja, guzik, znów odpadłam? Jeszcze patrzę, czy jednak nie zawrócisz. Znikasz.
I już Cię nie ma.

I już nie pamiętasz.

A ja się boję.

Boję się jutra.

Czym będę tym razem? Kapslem od butelki? Kroplom wody na szklance? Klawiszem na klawiaturze komputera?
Ciebie niema.
Ty nie pamiętasz.
A ja wspominam"



To najbardziej melodramatyczny tekst, jaki w żuciu przeczytałam.

OTWIERAM OCZY I BIORĘ SIĘ W GARŚĆ.
NIE MA CZYM PRZEJMOWAĆ SIĘ!
BO JEST PARU LUDZI,
BO JEST PARE W ŻYCIU DOBRYCH CHWIL!

Dodane 22 LIPCA 2012
292
~joytorii Hmm... dość specyficzny ten tekst. Jest częścią jakiejś większej całości?
24/07/2012 13:56:26
epikurejczyk Tak, ale ja miałam niestety okazję przeczytać tylko ten fragment. A szkoda, bo mi się spodobał, więc całość też pewnie robiłaby dobre wrażenie :)
25/07/2012 11:32:25

tatodajminalizaka jejku jaka big notka ! ale ciekawa ;*
23/07/2012 8:22:28

Informacje o epikurejczyk


Inni zdjęcia: Nad morzem slaw300BARWINEK POSPOLITY xavekittyxJa nacka89cwaJa nacka89cwaZ synem nacka89cwaJa nacka89cwaJa pati991Ja pati991Ja pati991Na zamku pati991