Toczę wojnę sama z sobą, już nie wiem która część wygra,
ciągle się bije z myślami, od jednej bitwy do drugiej,
Kto wygra, a kto będzie przegranym?
Czy to w ogóle możliwe, by ta wojna się zakończyła?
Od dnia do nocy,
od nocy po dzień,
Bitwy nieustannie trwają....
Krew się we mnie burzy,
Krew się ze mnie wylewa,
przez te bitwy ciągle coś we mnie umiera.
Czy mam jakiś sprzymierzeńców?
Jestem pewna że sabotażystów jest pełno, tylko czekają na moją destrukcje.
Kto usłyszy mój cichy krzyk, moją cichą rozpacz,
błaganie o pokój między moimi światami.
Czy to juz jest granica między byciem normalnym?
Nonsens!
Być normalnym to rzecz względna, każdy ją spostrzega jak chce,
więc ja będę ją widzieć po swojemu,
sprzeciwiających się spotka sroga kara,
Ci co odchodzą, sami zostaną opuszczeni...
Czy to znaczy że ja też kogoś opuściłam?
Wojna wojną, ale trzeba żyć...
Amen.