Patrzysz w lustro. Oby jak najrzadziej oraz tylko wtedy, kiedy musisz. Widzisz w tym lustrze swoją twarz, wydaje się w porządku: gładka skóra, lekko blada, jednak z maleńkim rumieńcem; usta, które pielęgnujesz codziennie, nawilżasz je, by nie wyschły, ponieważ notorycznie schną, więdną; nos, zawsze go omijałaś; wysokie czoło; brwi raz wyskubane kiedyś niechlujnie, więc nadal z dostrzegalnym uszczerbkiem; wklęsłe policzki, zauważasz kości w nich, jakby głód wysysał całą tkankę; a także widzisz oczy. Boisz się ich, są tobie obce, nie twoje, wbijają w ciebie swoje spojrzenie, które bardzo boli, wywołuje dreszcze na twoim ciele. I uświadamiasz sobie, że nienawidzisz tej twarzy, tych oczu, tych ciągle suchych ust, nieakceptowalnego nigdy nosa. Że nie znosisz tej twarzy. W istocie swojej własnej. Nienawidzisz jej. Wydaje ci się okropna, obrzydza cię. Nie bez powodu, bo kryje za sobą przeszłość. Pamięta tamte spojrzenia, łzy, tamte ohydne obrazy. Nadal pamięta, a więc przypomina o nich za każdym razem, gdy spojrzysz w lustro i zawsze wtedy, gdy jej dotkniesz opuszkami palców. Wprawia w osłupienie, zastygasz, nie chcesz tego, a jednak ta niezrozumiała siła w oczach ci nie pozwala przestać, przerwać, uciec. Wtedy zaczyna przepełniać cię przerażenie, że to może wcale nie ty, że coś w tobie siedzi, tli się i czai, by zaatakować oraz zniszczyć cię w końcu ostatecznie. Ogarnia cię strach, że to coś znowu cię dopadnie, a ty się temu nie zdołasz postawić, tylko ulegniesz i poddasz się. A potem pojawia się zwątpienie w swoją siłę, słabniesz nagle i sama nie wiesz dokładnie: dlaczego? Drży całe twoje ciało, chcesz płakać, ale łzy zatrzymują się na gałce ocznej, chcesz panikować, ale dobrze wiesz, że to zupełnie bez sensu. Łapiesz się za głowę, wraca poczucie obłędu, lecz nadal masz świadomość. Przelatują w twoich myślach pytania czy łatwiej było żyć bez tej świadomości, która jeszcze bardziej dobija, bo uświadamia ci twoje słabości i twoją bezsilność wobec tej sytuacji i wydarzeń z przeszłości. To zbędne pytanie, wątpisz. Odwracasz wzrok, ale zerkasz jeszcze, upewniając się czy podejrzenia nie były mylne i okazuje się: nie były, bo po twoim ciele i duszy ponownie przechodzi lęk. Jednak tym razem łatwiej przestać patrzeć. Starasz się zapomnieć o incydencie. Nie myślisz. Rozwiewasz ciemność, chociaż dobrze wiesz, że oszukujesz samą siebie. Ale tak bardzo nie chcesz tego zła i przeszłości, że jesteś zdolna nawet do kłamstw przeciw własnej osobie. Gubisz się w nich od dawna, topisz w bagnie pozorów i masek. Uciekasz od siebie, bo twoje ciało nasiąknęło mrokiem. Ale nie ma ucieczki tam, gdzie jej szukasz. Jedno spojrzenie wystarczy do wzbudzenia wspomnień. Jedno zwyczajne spojrzenie w lustro, we własne oczy - we własną duszę w prawdzie. Jedno jedyne, by ruszyć resztkami serca i strzępić je jeszcze bardziej.
Pragniesz zmienić twarz, nie oddać, zaś uwolnić, uratować ją, ją i siebie. Ocalić siebie od strachu.
Tylko.. gdzie jest Ocalenie?
Użytkownik enidajkamienia
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.