Ciemność spowiła jej pusty pokój, ona jednak nie obawiała się niczego. Było jej wszystko jedno czy umrze tu w samotności patrząc w blady księżyc, czy umrze z wykończenia organizmu po rujnujących godzinach niekończącego się płaczu. Była wyniszczona, wypłowiała, skończona, nic nie warta niczym wypalony już i zdeptany papieros. Jedynym jej marzeniem i największym pragnieniem w tym, bezwzględnym dla niej, życiu było otulenie się ramionami wieczności, by już na zawsze ukoić ból samotności, tej niemiłosiernie wyniszczającej jej delikatną duszyczkę samotności. Choć bała się śmierci, była na tyle odważna, by pragnąć jej bardziej, niż życia.
pytasz, jak wygląda moje życie. jeśli poprosisz o ogólny jego zarys, odpowiem, że jest zwyczajne. chodzę do szkoły, spotykam znajomych, zdarzy mi się zadurzyć. jeśli poprosisz o dokładny opis jednego tygodnia na odpowiedź złoży się wiele elementów. znajdzie się w tym alkohol, marihuana, narkotyki. ujrzysz we mnie dziecko, które zbyt szybko zaczęło dorastać. pragnęło szczęścia, otrzymało krótkotrwałą radość w pigułce. chciało pokochać życie, a zauroczyło się w gęstym dymie. nie poznasz powodów, dla których z premedytacją niszczę swoją przyszłość. ja już znam ten scenariusz. przerażony, zwyczajnie uciekniesz, a me wołanie o pomoc ucichnie w oddali.
Pamiętała ból, ale mimo wszystko ryzykowała dalej.