The last day.

No tak, wakacje dobiegły końca.

Koniec leniuchowania, koniec spania do 11, koniec pzeglądania Demotów i Komixxów od świtu do nocy, koniec narzekania pod tytułem "ale nuuudy, porobiłabym coś kreatywnego".

Od piątku nie będę miała możliwości narzekać na brak pomysłów związanych z organizacją swojego wolnego czasu, gdyż w tym rzekomym wolnym czasie będę kreatywnie zatracać się w lekturze pt. Kompendium Farmakologii.

A przynajmniej mam taki zamiar/chęć/postanowienie. I mam nadzieję, że żadne pokusy mnie od tego nie odciągną, co jest niestety bardzo prawdopodobne. Ale wierzę, że uda mi się wytrwać w swoim postanowieniu.

Dobra, koniec gadania o szkole.

Muszę jeszcze napisać parę słów o pobycie nad morzem !

Zapach gofrów z bitą śmietaną i "wszystkimi dodatkami", smażonych rybek z frytkami i uzupełniający to wszystko zapach nadmorskiej bryzy z dodatkiem jodu.

Szum fal, głośne rozmowy turystów na ulicach, śpiew (o ile można to nazwać śpiewem) latajacych tuż nad głowami przeuroczych mew oraz zabawne dźwięki wychodzące z wielkich maszynowych gier.

To wszystko jest tak cudownym połączeniem, że na samą myśl o tym chcę się tam z powrotem znaleść i cieszyć się magią tego miejsca trzymając Cię za rękę i spacerując boso brzegiem plaży tak, aby z każdym przypływem morze subtelnie obmywało nasze stopy.

Nie zabrakło niestety krytycznego momentu, w którym z przerażeniem pomyślałam sobie "Boże, czy to juz koniec?!".

Ale wyszliśmy z tego cali, RAZEM.

Czasem nie wiem jak to się dzieje, doprawdy. Niekiedy mam wrażenie, że nic ode mnie nie zależy. Że coś po prostu się dzieje, wbrew mojej woli, coś pęka. Pomimo, że usilnie staram się zachować ład i harmonię. Że uważam na wszystkie swoje wypowiadane słowa. Ale czasem powiem jedno słowo za dużo i to niestety wystarczy.

Ale cały czas się uczę i staram, by nie popełniać tych samych błędów.

Myślę, że jest dobrze.

Mam mężczyznę, który mnie kocha, pomimo moich wad.

A ja odwzajemniam Jego uczucie.