PRZECZYTAJCIE NAJPIERW POCZĄTEK, czyli dwa zdjęcia wstecz. ...
-Puść mnie ! ja chce do niego dołączyć! - krzyknełam i spowrotem opadłam na kwiaty.
-Za jakieś 70 lat. -odpowiedział i mocno chwycił mnie,podniósł i na siłe wyszarpał z cmentarza. - Ogarnij się. Dziadek własnie tego by chciał. -powiedział zamykając drzwi z mojej strony. Jechaliśmy w stronę gryfu..
-Zawieś mnie do kościoła. -poprosiłam, a on wykonał to co chciałam. -Zostań. -rzuciłam wychodząć z auta. Wbiegłam do kościoła, i bez zbędnych cerygieli pomknełam główną drogą przed ołtarz. Zatrzymałam sie. Spojrzałam na krzyż. Zacisnełam pięści i powiedziałam :
-Dla mnie to Ty kurwa już nie istniejesz. - po czym odwróciłam się na pięcie, i odmaszerowałam ku wyjściu zostawiając za sobą lata chrześcijanstwa, lata okropnej złudy. - Możemy już jechać. -powiedziałam siadając koło kuzyna. Już nie płakałam. Poczułam , że jestem w stanie nie płakać.
Przychodziłam do niego codziennie. Zawsze miałam w torebce anyżki, jego ulubione cukierki. Zawsze wpychałam jednego w ziemię, uwielbiałam wmawiać sobie,że je zjada. Aż pewnego dnia, poczułam, że go tam nie ma. że jest już gdzie indziej. Tak zaczeła się moja droga innego wierzenia.
W tym roku, dokładnie 12 kwietnia udałam się na cmentarz nie tylko z anyżkami.Poszłam tam z klockami.
-Tęskniłam za Tobą..-przywitałam go jak zawsze, po czym wyjełam klocki i zbudowałam nieporadny domek. - bez Ciebie to nie to samo. -dodałam pociągając nosem.
Nawet nie sądzilam, że może to być takie bolesne.
ahhh ; /