Obserwuje jak wskazówka na moim zegarze, rytmicznie się przesuwa. Tik, tak,
tik, tak. Sekunda za sekundą , minuta za minutą. Według kalendarza jest już
20 kwietnia 2010roku , a moje serce zdało się zatrzymać na roku poprzednim .
JaK to możliwe, że upłyną już rok, odkąd Cię straciłam ? Dlaczego, wbrew
powiedzeniu, moje rany nie chcą się zabliźnić ? Ja wiem. Wiem, że przez
cierpienie trzeba przejść, nie ma drogi na skróty. Ale to nie fair, że boli
tak samo jak wtedy. Jak, na tamtej geografii, na której dostałam sms-a : "
dziadek nie żyje " . Mam go do dziś. I po dziś dzień brzmi śmiesznie
absurdalnie. Niemożliwie . Te trzy przerażające słowa, zdawały się nie
pasować do siebie. Dziadek. nie . żyje . Cóż, ża ściema. Przecież, to było
nierealne. Wprawdzie lekarze,załamując ręce starali się nas do tego
przygotować, ale jak można przygotować rodzinę na śmierć ? Na śmierć
człowieka , który był zawsze, od początku naszego zycia przy nas ? Głupie
jedno zdanie, a wali Ci się świat. Stajesz się taka bezbronna, podatna na
wszystko, a czarne okulary, za którymi chowasz podpuchnięte oczy - zdają się
do Ciebie przywierać . Automatycznie, jakby zaprogramowany robot , wstajesz,
myjesz się i idziesz do szkoły. O jedzeniu zapominasz, bo przecież straciło
swój sens. Wracasz ze szkoły, siadasz w pokoju zmarłego i gładzisz delikatnie
jego poduszkę.Zdaje się być jeszcze ciepła, zdaje się czekać na jej
własciciela. I wtedy właśnie zaczynasz płakać. Pilot - posklejany tysiące
razy, ale przecież ulubiony ,więc nie można się go pozbyć- leży bezpański, na
krześle bezwładnie wisi przewieszony sweter. Sweter, którego już nikt nie
założy. Wszystko wygląda tak samo, a przeciez tak bardzo się zmieniło. Sprawy
,które niegdyś były ważne, takie jak testy gimnazjalne, tracą swe znaczenie.
Pojawia się uczucie bezsilności i obojętności. Wszystko jest takie błache, w
obliczu śmierci. Nie chce Ci się wychodzić z domu, ale przyjaciele nie dają
ci spokoju. Ciągną Cie po parkach, po dworzu, aby Cię czyms zająć . Byś
kompletnie nie popadła w depresje. Nienawidzisz ich za to. Wkurza Cię, to ,
że na siłe musisz przy nich się usmiechać, kiedy to naprawdę walczysz z
łzami. Wkurzają Cię, że nie chcą się odpieprzyć i zostawić samą, by sie
pogrążać. Potem , zamykasz się w łazience, i płaczesz, że jesteś taka
okropna. Przecież chcą ci pomóc. Są najlepszymi przyjaciółmi na świecie, że
nie zostawiają Cię w takiej chwili, że mówią o rzeczach nie ważnych, byś
tylko nie myślała o stracie kogoś, kogo kochałaś. Chodzisz na różańce,
widzisz, jak babcia pod wpływem środków uspokających , siedzi otępiała, mama
zanosi się płaczem, a kuzynka ściska Cię za rękę, mówiąc, że wie, że to ty
byłaś najbardziej do dziadka przywiązana. Widzisz, czujesz, ale to wszystko
tylko pozornie Cię obchodzi. Czujesz się jak aktorka w marnym melodramacie.
to tylko film, a ty tylko grasz. Potem jednak, kiedy po różańcu stoisz przed
kaplicą, a dalsza rodzina podchodzi by złożyć Ci kondolencje, rozumiesz, że
to nie film . Nie będzie okrzyku : " Dziękujemy, to koniec na dziś " .
Odtrącasz, jedną z fałszywych w twoim mniemaniu dłoni, i krzyczysz, że maja
wszyscy iść do diabła. Biegniesz, nie wiedząc gdzie i po co . Chcesz być
sama. Sama ze sobą, swoim bólem, cierpieniem i nienawiścią. Bo choć tego
chcesz, czy tez nie - nienawiść się pojawia. Nienawidzisz Boga, za to , że Ci
Go zabrał . Że za szybko zgasił Jego gwiazdę . Jak mógł Ci to zrobić ? No jak
? dlaczego odwrócił się od Ciebie, kiedy to najbardziej go potrzebowałaś ?
Przecież jest ponoć wszechmocny. No to dlaczego nie mógł pomóc w wyjściu z
przeklętej choroby ? To dla Ciebie tylko pytania retoryczne. Nie poznasz na
nie odpowiedzi. Ale ta nienawiść pomaga ci przetrwać. Daję siłę. Zawsze to
jakies inne uczucie niż otępienie. Nie idziesz na pogrzeb, brakuje Ci na to
sił. Mogłabyś pisac testy dwie godziny później, ludzie Ci to proponują, Twoja
wielce znacząca ciotka porozumiewa się w oświatą. Ale Ty na przekór wszystkim
, idziesz je napisać jak inni. Ściskając w ręku swoje przepełnione pustką
serce stajesz na wysokości zadania. Liczysz, męczysz się , na chwilę
zapominasz. I właśnie wtedy rozlegają się dzwony. Fala bólu zalewa Cię po
mału, starasz się wmówić sobie, że od tych testow zależy Twoje życie, i że
musisz je dobrze napisać, ale kiedy po raz ósmy czytasz te same zdanie -
załamujesz dłonie i pasujesz. Oddajesz prace i wychodzisz. Biegniesz w strone
cmentarza. Spóźniłaś się. Jego ciało zakopano. Padasz na kolana, płaczesz.
Przytulasz twarz do mokrej ziemi, i nie wierzysz. Jak to możliwe, że człowiek
, którego ręke ściskałaś tydzień prędzej, lezy teraz pod ziemią ? Wstajesz,
wycierasz mokre policzki, rzucasz ostatnie spojrzenie. Przyżekarz samej sobie
" Nie zapomne ! " , po czym prawie łamiesz sobie nogi, by dotrzeć do
pogrążonej smutkiem rodziny. Nie masz odwagii spojrzeć w oczy mamie, babci .
Córce , żonie. Kobietom, które przeżyły i oddały całe swoje życie Jemu. Boisz
się ogromu cierpienia w ich oczach. Wracacie ze stypy do domu, a ty
instynktownie wpadasz do pokoju i mówisz " cześć.. " urywasz w pół zdania.
Cześć dziadku. Już nigdy tego nie powiesz. Płaczesz, zanosisz się płaczem
.Nawet nie zauważasz kiedy mama podaje Ci coś na uspokojenie. Unikasz luster.
Swoich oczu też nie chcesz widzieć . Nie wiesz jak przeżywasz następne dwa
tygodnie. Nic nie pamiętasz. Postępujesz jak maszyna. Uśmiechasz się,
rozmawiasz z ludzmi, zapewniasz , że jest ok. Potem wracasz do domu i piekło
rozpoczyna się od nowa. Nie możesz się przyzwyczaic do pustki, do ciszy . W
nocy nie wytrzymujesz, gdy zrywasz się po raz dziesiąty, Bo przecież Go
słyszałaś. Twoje zycie jest już koszmarem. I zdajesz sobie sprawę, że jestes
ciężarem dla przyjaciół. Dla wszystkich. Nie jesteś już potrzebna,a wizja
dołączenia do Niego jest przyjemna i napełnia cię nadzieją. Łykasz na raz
całe pudełko leków, potem biegniesz do lazienki by je zwrócić. Nienawidzisz
siebie jeszcze bardziej. Jak można być taką egoistką ? - wyrzucasz sobie.
Dociera do ciebie co próbowałaś zrobić. Zdajesz sobie sprawę, że ta tragedia
zabiłaby prawdopodobnie Twoją matkę...ze złości na siebie bierzesz żyletkę i
kreślisz na niej okropne rysy. mimo wszystko wcale nie czujesz się lepiej.
Ból nie mija, cierpienie nieustaje, a pustka nadal przeraża. Więc powiedz mi
teraz m drogi czytelniku, jaki ma sens idiotyczne zdanie , że czas leczy rany
?
nie rządam już wyjaśnień, dlaczego. Chce tylko by chmura bólu już opadła.
20.04.2009 - pamiętamy [*]
*nie ma mnie dziś dla nikogo. Nie dzwonić, nie pisać. Nie będe odpisywać.
chce byc sama.