Przyglądając się dzisiejszym pracom w lokalu, który teraz prezentuje się jak z bajki - rozumiem już o co chodzi w "metamorfozach". Początkowo jest ciężko, zmagasz sie z przeciwnosciami losu niczym ten biedny Syzyf. Mozolnie. Bez widocznych efektów. Jest tak cholernie trudno, że masz ochotę rzucić wszystko " w cholerę" i zawrócić. Ale ta góra ma swoj kres. Ma swój szczyt. I wierzysz w to, czy nie - gdy na niego wkroczysz widok zapiera wdech w piersiach. I w moment zapominasz o poranionych dłoniach, o tym trudzie, o tym że po drodze z bólu nie mogłeś oddychać. Bo w życiu nie chodzi o te trudy tej drogi. A o te widoki które sie przed Tobą roztocza gdy pokonasz świat. Gdy pokonasz siebie.
Życzę wam tego byście kiedykolwiek poczuli to, co czuje teraz - siedząc w piwnicy mojego lokalu, w miejscu, w którym odnalazlam siebie.