Wcale nie jest dobrze. Wcale nie jestem szczęśliwa. Dziś i wczoraj znów usłyszałam kilka słów prawdy o sobie. Przykrej i bolesnej, ale prawdy. Do tego tracę te najważniejsze osoby. W sumie to nie powinno mnie tu być. Już. Teraz. Zaraz. Dziś znów siedziałam na moście. Mogłam skoczyć. Czemu nie? A potem zgubiłam się w lesie na jakieś 5 godzin albo trochę mniej. Nie wiem, bo straciłam poczucie czasu w nim. Teraz jestem w domu mimo że planowałam wgl nie wracać na noc, leżę w łóżku, słucham na przemian Nirvany, Marsów, Shinów i Three Days Grace i płaczę. Ale to pomińmy. Chcę po prostu zasnąć. I nigdy się już nie obudzić. Albo znaleźć się przy nim, albo przy jeszcze dwóch najważniejszych osobach w moim życiu. Nie będę wymieniać. One wiedzą o kogo chodzi. No i Brent. Znów mi pomaga. Krew i tabletki to zło. Ale nie dla mnie.