Nie ma co, jest listopad. Najgorszy miesiąc w całym roku. Ale jakoś przeżyć go trzeba. Najlepiej imprezując. W zeszły piątek mieliśmy koncert. Nie było źle ale mogło być o wiele lepiej. Po koncercie troche przegiąłem z procentami niestety. Kolejny dzień (sobota) też nie skończył się źle. Domówka u joya. Niedziela w jack pubie na 18tce znajomej, poniedziałek z beatlesem w merlinie;p Dzisiaj ide do kubryka z Dworakiem a jutro wolne;d żyć nie umierać. Na koniec - listopad nie zaczął się wcale źle;p