Naszła mnie niesprecyzowana ochota na odwiedzenie photobloga.
Miałam obejrzeć film, właściwie dalej chcę to zrobić, ale nie potrafię się oderwać dla niego od muzyki.
Chciałam życzyć też wszystkim maturzystom powodzenia w te paskudne dni,
wiedzcie, że wam współczuję i łączę się w bólu, jako ta, którą spotka to za dwa lata i która teraz ma wolne.
Poza tym pragnę dodać, iż Coma w piątek po raz kolejny powaliła mnie totalnie, było przemegazajebiście a w końcówce koncertu przeszła mnie taka myśl "Boże, kurwa, dziękuję, że mogę tu być." I to chyba mówi samo za siebie. Mimo, iż to życie jest często tak cholernie do dupy, to dla takich wieczorów jeszcze warto trwać.
A obecnie jest mi też trochę lepiej, co nie oznacza dobrze, ale to za pewne stan bardzo chwilowy, patrząc na ostatnie dni/tygodnie.
Dobra, może włącze ten film,
w ostateczności zdecyduję się na serial.