Photo: Lauren Dukoff (here).
Tytuł od cytatu z soupa, który znów zyskał na popularności, od tej mądrości Warhola (onaż z koleiż tutajż).
A u mnie już w porządku, dziękuję. Przeżyłam poniedziałek, przeżyłam czwartek, dobiłam do piątku, obejrzałam Wyśnione miłości, zasnęłam i dziś, oprócz bolących zębów, odczuwam zupełne szczęście i spokój, tony książek do esejów, które na pewno napiszę w święta, czekają, będzie przepięknie. Mogłabym coś w sumie mówić oraz komentować, ale nie odczuwam już potrzeby. Ludzie okazali się wspaniali - od rad prostych (Też miej wyjebane na życie w całości, z wszelkimi elementami) po te bardziej wyrafinowane (Nie chcesz się z nikim spotykać, bo jesteś smutna? Pokrzycz w poduszkę piętnaście minut, a potem zaproś kogoś).
Skoro nie Barcelona, skoro nie Praga, to miałabym ochotę na mały weekendowy wyjazd do jakiegoś miasta. Mogłyby to nadal być Katowice, nie mam nic przeciwko, rozmawiałam o tym z panem Mollem w ten czwartek i Jakub zapytał, czy moja miłość do okropnego, brudnego miasta bierze się stąd, że przypadkiem kiedyś tam mieszkałam. E, nie. Ale plan jest niezły, najpierw podbijemy świat jako londyńczycy czy tam inne zagraniczne burżuje, a potem będziemy się oddawać mieszkaniu w kraju naszym z uciechą. Chociaż może raczej w Gdańsku, ostatnio wszystkie moje połączenia przeniosły się do Trójmiasta. Iwo poważnie stwierdza: Przyjedziesz do mnie przy okazji odwiedzin u swojej przyjaciółki, tak jakby już były wakacje, on miał zdaną maturę, miejsce na uniwersytecie i mieszkanie z widokiem na morze, no, prawie się wprowadził.