Kolejne zdjęcie z niedzielnego meczu z Fiorentiną. A powyżej:
Morata leżący na Dybali, a za nimi nogi Cuadrado, Pogby i Sandro.
Dzisiaj pobudka o 6, ogarnianie się i inne rzeczy, które codziennie
się robi po wstaniu, na 7:39 na autobus, w Elblągu na tramwaj
poczekałam i jakoś o 8:35 na uczelnie dotarłam. Jeszcze zajęcia
się nie zaczęły, więc dobrze. A na uczelni w sumie okej i szybko
zleciały zajęcia. Na dzień dobry wykład z Gramatyki Opisowej, czyli
trochę przysypiania, trochę pisania. Dobrze, że wykład jest co te
2 tygodnie, bo jakbyśmy mieli to tydzien w tydzień, to bysmy chyba
wszyscy oszaleli. Potem Poetyka i z moich kalkulacji wyszło, że za
tydzień nawet nie zdążę przedstawić tego o ironii, bo jestem ostatnia
na liście, a przede mną jeszcze 7 osób, więc.. no. Miałam termin na
8 grudnia, a wszystko się poprzesuwało i wychodzi na to, że dopiero
po świętach będę miała szansę się wypowiedzieć. Ale dobrze, na
spokojnie sobie wszystko jeszcze dopiszę, poprawię i będzie dobrze.
Do tego rysowanie po zeszytach karniaków i śmiechy z Agnieszką i
Darią. Miona Darii w pewnym momencie rozwaliła i był jeden śmiech.
Na koniec ćwiczenia z Gramatyki Opisowej, a że profesor miał jakiś
opóźniony egzamin licencjacki, to go dobre 45 minut nie było. Dał
nam tekst do napisania zapisem fonologicznym, my to w jakieś max
10 minut ogarnęliśmy i rozmawiając i nabijając się z wczorajszego
filmiku na moim Snapie resztę czasu przesiedzieliśmy. Jak profesor
wrócił to sprawdziliśmy zapis, wzięliśmy się za jeden fonem i wyszło
na to, że ja musiałam wychodzić na autobus. Szybko potuptałam na
dworzec, zdążyłam na autobus i do domu. Dom, obiad i do kościoła
na rekolekcje, wyspowiadałam się przy okazji u tego samego księdza
co rok, haha. Nie ma to jak zobaczyć grającego Jacka na gitarze i
śpiewającego piosenki, które my ładnych parę lat temu piłowaliśmy w
chórku kościelnym. Dobrze to wspominam. Do tego przyjechał dawny
ksiądz Robert, który był za czasów istnienia chórku, więc jak zaczęli
we dwójkę śpiewać, mi się przypomniały stare czasy, to zaczęłam się
śmiać w kurtkę. Fajne było kiedyś z Anią bić się o to, która będzie stała
bliżej mikrofonu, bo obydwie zawsze miałyśmy parcie na to, ahahahaha.
A teraz odpalam któreś z moich płyt i zaczynam pomału pisać pracę
kontrolną na Onomastykę, a jutro i w czwartek skończę. Nie chce mi się
jak cholera, ale trzeba. A o 20:30 mecz Bayernu, fajnie.
Bang!