Z Samantą, naszą kochaną babcią. Gdybym miała warunki,
to bym ją zabrała do domu jako kosiarkę i maskotkę, haha.
Ma już jakieś 20 lat, ale tak jak była kochana tak dalej jest.
Ledwo dzisiaj wstałam przed 9 na konie, no ledwo.
Znowu zasnąć nie mogłam jakiś czas i się nie wyspałam..
Kinga z Olą vel Rolnikiem po mnie zajechały i na konie.
Tak wyszło, że zamiast srokatej ubierałam Hipper Boya.
I dobrze, muszę zmieniać konie bo ile to można jeździć w
kółko na tym samym koniu? A Hipcio wyższy, szyja jak u
żyrafy i ma dłuższe kroki. Stęp okejka, ale to zawsze jest
okej przecież. W kłusie.. no on wybija więc trochę mnie
momentami rzucało, nogi mi latały trochę, ale Ala powiedziała,
że było dobrze i na nim piętę w dole miałam przynajmniej.
Ja miałam wrażenie właśnie, że nie, ale dobra. Na drągi ten
fajnie chodzi, dobrze się pół siad na nim robi. W galopie
żywy, ma fajny galop, tylko minus to wybijanie jego.
Ogółem galop w pół siadzie, bo jak jechałam dosiadem coś
mną miotało, więc wolałam oszczędzić kręgosłup kasztana.
Potem dałam go dla dzieciaków, posiedziałam trochę,
dzieciaki przyprowadziły Samantę na chwilę oprowadzanki
dla małych dzieci to pochodziłam z nią. Potem posiedziałam
z nią na trawie to Kinga mi zdjęcia porobiła. Po 12 jakoś się
jazda skończyła, konie na pastwisko, sprzęt ogarnięty i do
domu. Wykąpałam się, potem dorwałam do kompa, obiad i
obejrzałam Hawaii 5.0. A teraz idę się ogarniać i o 18:10
z Patrycją lecimy na ognisko do Ali. Bang!