Jakby popatrzeć trochę wstyd z takimi ocenami, ale zdałam i to
najważniejsze. Inni mają gorzej i nie narzekają... Nie jest zajebiście,
mogłby być lepiej, ale jest jak jest. Nadrabiam zachowaniem.
Na 10 dzisiaj to zakończenie.. Najpierw złapałam panią od
polaka, bo od września już jej nie będzie z powodu ciąży, to
dałam jej kwiatka, niemca w przyszłym roku też nie będzie,
to tej pani też dałam i babce od histy/wosu też. Ogółem
poszłam w obcasach, liczyłam, że będzie coś do siedzenia, a
tu prawie 2 godziny stania, bo za nim przemówienia, zanim
tamto, zanim świadectwa z paskiem, za nim nagrody.. ta noga
w której musiałam sobie coś naciągnąć myślałam, że mi odpadnie.
Ale pocieszam się faktem, że wyszłam po dyplom za promowanie
szkoły, gdzie nie wiem o co chodzi, ale okej. A potem certyfikat
za to obstawianie Biegu Filipidesa. Za kierowanie ruchem to jeszcze
powinni mi i Lisowskiej medal wręczyć, ahahahaha. To było fajne.
Po wszystkim daliśmy księdzu prezent, bo ten jest teraz w Iławie,
od września mamy z kim innym religię. Potem do pani od polaka
z prezentem, ta aż się popłakała. Będę za nią cholernie tęsknić,
boję się września dosłownie i `nowej` nauczycielki. Brrrr...
Potem szybko po świadectwo do klasy i szybko do domu, bo do
Elbląga jechaliśmy. Najpierw Carrefour, szybkie zakupy, kupiłam
nowe gumaki, ehehe. I oczywiście jak to my, podróż bez jakiejś
akcji to nie podróż. Jebły nam biegi w samochodzie, działały
tylko 1 i 3 i samochód zamiast się cofać jechał tylko do prozdu.
Ja zaczęłam pchać, jacyś faceci do mnie, co jest, powiedziałam im,
a ci od razu zaczeli pomagać nam. Jeszcze zamiast matka i babka
wysadzić wielkie dupska z samochodu, gdzie byłoby leżej o jakieś
200 kg to nie, siedzą jak święte krowy. Faceci pomogli, podziękowałam
im, ci, że nie ma sprawy. Dzięki nim wierzę jeszcze w ludzkość..
Potem do lekarza, znowu pchanie samochodu, doktorek jak mnie
zobaczył pchającą zaczął się śmiać i się zastanawiał na początku
czy ja nie lecę na ten samochód, bo kolano nie wytrzymało.
Potem wizyta, ta becenna mina jak mu powiedziałam, że zaliczyłam
glebę z konia i zaczął mnie oglądać, gdzie ja mam to limo i
podrpaną twarz, bo liczył, że jeszcze to mam. No mistrz, ahaha.
Potem E.Leclerc.. inwestowanie w czteropak Radlerów zawsze spoko.
I znowu znalazłam kilogramową Nutellę.. zamiast schuść w te
wakacje przytyje jeszcze bardziej. Przez samochód nie pojechaliśmy
do jeździeckiego, ale dobra, zamówię, przez neta rzeczy.
Pierwszy raz po siódemce jechaliśmy tak wolno.. mamę wysadziliśmy
koło ciotki, żeby psa zabrała, babcię pod ich domem, z dziadkiem
wyładowaliśmy rzeczy do garażu, spychałam go z górki na podwórku
i pojechaliśmy do mechanika. Mechanik mistrz. Nie dość, że znajomy,
to szybko wyjął tą łapę, ta się tak zawaliła smarem, że głowa mała,
wypryskał ją, wyczyścił, wsadził z powrotem i samochód jeździ.
Ale gościu miał radochę, jak ja do niego, że to ja pchałam samochód.
Potem rowerem do Lidla podskoczyłam, bo stwierdziłam, że tą
npogę na piechtę nie chce mi się iść. Potem obiad i Medicopter.
No to dziadek o 9 wiezie mnie do Rzecznej na zawody jutro, bo
za to pchanie samochodu mi się nalezy jak to powiedział, ahaha.
A teraz.. Supernatural. Wczoraj kolejny odcinek jakoś nie urwał mi
dupy, ale czekam na przełom. I tak nie mam co robić przecież.
No to mamy wakacje.. niech już się robi ciepło, bo czeka mnie
jeziorkowanie z Kubą i resztą. Nie lubię pokazywać się w stroju
kąpielowym, ale jak mu to mus. Chce mi się popływać i poopalać.
Tymczasem Szkoła Wyrzutków na głośnikach.
Baaaaang!
Więc szukam jakiejś strony internetowej, gdzie mogę zamówić
rękawiczki, kantar, palcat i w miarę tanio zestaw szczotek lub
skrzynkę ze szczotkami. Będę wdzięczna za linki!