Przepraszam, że nie piszę codziennie na blogu bilansów, ale nie mam zbytnio na to czasu.
Wstaję rano, sprzątam, karmię Kubusia, bawię się z nim, wracam do sprzątania,
usypiam Kubusia, idę pod prysznic, szykuję się, znowu karmię Kubusia, ubieram go, idziemy na spacer, wracamy dość późno.
Nie mam wtedy zbyt dużo sił, żeby poskakać na skakance i jeszcze przypominać sobie co dzisiaj zjadłam.
Jem mało, bardzo mało, ale to zasługa upałów. Próbowałam jakoś wziąć się za siebie względem picia octu jabłkowego.
Kurwa, jakbym piła skiśniętego jabcoka - wiem, jabcok nie może skisnąć.
Taki smród octu, z jabłkiem i winem marki wino, plus do tego smak jabola z cytryną. oO
Nie wiem jak można to pić, mnie osobiście morde wykrzywia.
Na zdjęciu ja sprzed ciąży - wracaj figurko. ;<
Brakuje mi 4kg do wagi sprzed ciąży, ale wiem, że do tych spodni prędko nie wejdę.
Whatever.
Bilans
Śniadanie: dwie kromki pieczywa ciemnego
koncentrat pomidorowy
parówka
kefir
2 śniadanie: sałatka owocowa
Obiad: kiełbasa z grilla (śląska drobiowa, w folii zawinięta, wieeem co robię)
może jedna kromka pieczywa ciemnego
Kolacja: zielona herbata, plaster ananasa
Obstawiam, że jest tutaj ok 900kcal.
Niby okej, bo tyle powinnam jeść, ale...
Czuję, że zgrzeszę tą kiełbasą.