Nieświadomość okropieństw świata i wiara w to, że mogą nas spotykać same cudowne rzeczy sprawia, że bardzo boleśnie doświadczamy, że no może nie do końca.
Dotkliwe nabranie bardzo wyrażnej świadomości okropieństwa świata zwykle pociąga ze sobą brak wiary w to, że może nas jeszcze spotkać coś choćby dobrego. To naturalny mechanizm obronny. Tylko, że wtedy wegetujemy, nie będąc w stanie osiągnąć niczego sensownego.
Dopiero wiedza na temat możliwych okropieństw połączona z wypracowaną wiarą, że być może się uda, daje możliwość osiągania naprawdę imponujących rzeczy.
Tak niby subtelna różnica między satysfakcjonującym zmęczeniem, a zmęczeniem frustrującym. Niewiarygodne jak przyjemnie jest męczyć się, wiedząc po co i wierząc w słuszność tej męki. Tak dla odmiany.
Od "robię i martwię się/frustruję", przez "nie robię, żeby się nie martwić" do "robię, bez zmartwienia i frustracji".
"Z pustego nie nalejesz"
Szczęście -> wysiłek. A nie wysiłek dla potencjalnego szczęścia.
Można co prawda brać leki przeciwbólowe i starać się nie używać złamanej nogi. Ale jedynym sposobem, by naprawdę przestałą boleć, jest akceptacja faktu jej złamania, odwaga i gotowość na dużo większy ból, jaki niesie ze sobą jej nastawienie, aż wreszcie - stawienie czoła temu bólowi.
"Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś." ("Mały Książe")
"Se qualcuno studia, diventa piů solido, piů resistente ad essere sfruttato, capace di difendersi. Non studia perché deve, perché se no, non passa, perché i genitori pagano le tessere." (Paolo Maria Mariano)