Normalnie mam już dość tego ciągłego siedzenia w domu, mam dość kataru i braku brązowego proszku, który tak bardzo mógłby mi pomóc, mam dość bolącej mnie kostki, dość narzekających na wszystko rodziców, dość komputera, dość debilnej gry na komórce, dość telewizji, dość mandarynek, dość wszystkiego!
Od tygodnia siedze w domu i mam wrażenie, jakby ten tydzień trwał rok. i tak się wleczę od komputera do telewizora, od telewizora do komputera. i nawet nie mogę gdzieś pójść, bo mam skręconą kostkę, która boli i jeszcze na dodatek się przeziębiłam, nie wiem w jaki sposób, siedząc cały czas w domu, ale jakoś się stało. i chce już się spotkać ze znajomymi i w ogóle, zacząć normalnie żyć. jedynym moim pocieszeniem jest Plotkara, którą oglądam nałogowo. Potrafię obejrzeć 8 odcinków w ciągu jednego dnia. no, a moi rodzice się wściekają, że nic, ależ to kompletnie nic nie robię. nic prócz tego, że rano ściele wszystkie łóżka, że odkurzałam i ścierałam kurze w całym domu, ze skręconą kostką, że sprzątam w swoim pokoju, codziennie, chociaż nie ma tam nic do sprzątania, że zrobiłam dwa razy i sprzątam cały czas. ale wg nich ja kompletnie nic nie robię, tylko siedzę przed komputerem i "płaszczę dupe". kurwa! no a najlepsze jest to, że mam się uczyć, bo w ciągu minionego tygodnia ie było mnie na 3 sprawdzianach, a na ten tydzień też mam coś tam zapowiedziane i powinnam siedzieć z nosem w książce, ale mi się nie chce. taa. no i cały czas słucham muzyki, ale to mi się chyba nigdy nie znudzi... i normalnie mam taki talent, że ja nie mogę. gdy moja kostka, była mniej więcej wyleczona, tak, że mogłam bez problemu chodzić, to oczywiście musiałam źle stanąć schodząc ze schodów i BUM, kostka na nowo boli, ale mogę chodzić... no, ale oczywiście moi starzy, zamiast mi pomóc, zaczęli na mnie wrzeszczeć, że to przez komputer i przez to, że ja nic nie robię w domu i jestem cały czas taka zakręcona i musieli mi dać 30 minutową litanię, w której drążyli wszystkie tematy jakie się dało (Ola, ty cały czas przy tym komputerze siedzisz, nie można tak, trzeba trochę ruchu, posprzątaj coś, nawet sobie pobiegaj, czy coś, ale nie siedź cały czas przy tym kompie. jestem ciekawy, co ty tam tyle czasu robisz, pewnie gadasz o durnotach z koleżakami i kolegami i nic ci z tego nie przychodzi, zainteresuj się czymś, ja w Twoim wieku, cały czas coś robiłem... [30 minut później] no i słuchaj, weź się za tą naukę, bo masz takie stopnie, przecież stać Cię na więcej, przecież nie krzyczymy, jak dostaniesz 3, ale żeby cały czas łapać banie, weź się dziewczyno do nauki, bo tak nie można żyć, zobaczysz potwm będziesz rowy kopać i nie będziesz miała z czego żyć i będziesz tak jak... wujek, cały czas przed komputerem siedzieć i powiedz mi, co Ci to daje, że rozmawiasz sobie z tymi swoimi koleżkami, nic. zajmij się czymś...) tak mniej więcej to wygląda, a takie wykłady dostaję mniej więcej 4 razy w tygodniu i trwają one minimum 30 minut. to jest jakaś masakra. jeszcze się wkurzają o to, że na moim biurku leży długopis, a przecież on powinien być w szufladzie... bla bla bla...
dobra, wiem, że to trochę zagmatwane i pewnie nikt nic z tego nie rozumie, ale przynamniej się wygadałam xD
wow, to chyba moja najdłuższa notka xD