The cure for a broken heart, please.
Boli mnie.
Czas pędzi nieubłaganie.
Myśli kołataja się mi w głowie.
Głowa mi pęka jakby pociąg po niej przejechał.
I stało to się tak nagle, bez rzadnego powodu, jakby pochłaniała mnie czarna dziura, nie ma czasu, sekundy, minuty, godzin. Jest tylko myśl.
Nagle dotarło do mnie, jak wiele straciłam, jak wiele szczęścia przepuściłam przez palce.
Wypuśliłam z objęć.
Nie, nie płaczę.
Nawet nie wiem czy jest mi smutno.
Pochłania mnie po prostu myśl, której oddaje się bez słowa protestu.
Tym raziem nie mam ochoty rwać sobie włosów z głowy, zabić każdego kto stanie mi na drodze.
Nie.
Tym razem jestem spokojna, opanowana...obojętna.
Nie czuje bólu fizycznego ani psychicznego.
Czuję wszechogarniającą pustkę, która jest nijaka.
Obojętna.
Boże, spodziewałam się od siebie wszystkiego ale nie obojętności.
Nie po tym co się zdarzyło.
A jednak, już nie przechodzą mnei dreszcze szału, fale goryczy.
Oczy stają się mętne i puste.
Nie zależy mi chwilowo na niczym prócz spokoju.
Zawsze jak ktoś się pojawia ja już z góry żałuję, że się w ogóle pojawia.
Pech chce, zawsze wtedy mam racje.
Czas mija, a niedługo szkoła i masa problemów, które obojętności nie sprzyjają ...
Żegnam.