Nareszcie ją spotkałem. Przez pół godziny zastanawiałem się, jakich perfum używa.
Byłem na spacerze, znowu spotkałem ją, wpatrywała się w stado ptaków odpoczywające na krze.
Przez następne pół godziny co chwila szukałem jej na niebie, ale nie znalazłem.
Cały czas mam nadzieję, tęsknię do następnego spotkania. Wydaje się taka krucha, jakby lada dzień chciała stąd uciec. Ale wiem, że zostanie. Nareszcie.
Ciekawe jaki ma kolor włosów. Większość osób twierdzi, że ma zielone, ja uważam, że jest blondynką o ciepłych lokach w kolorze zeszłorocznej trzciny. Może zależy to od punktu widzenia?
Chciałem ją pocałować, zostać z nią na noc, ale nieśmiało ukryła się za woalem chłodnej mgły wieczoru. I schowała się przede mną, figlarnie malując iskrzące, mroźne niebo kwietniowej nocy.
Myślę, że jej perfumy mają zapach ziemi i budzących się drzew z nutą tego zapachu, jaki ma ostatni topniejący śnieg. Ale czasem ma też zapach świeżego chleba, przyniesiony z przedmieścia. Czasem ma w sobie nutę sosnowej żywicy. Czasem jest samym orzeźwieniem w słoneczny dzień.
Napisała do mnie list utkany z wieczornych obłoków. Podpisała się zgrabnym kluczem dzikich gęsi na wieczornym niebie. Chyba jej się podobam, w dżinsach, zawadiacko założonej zimowej czapce, w porwanych butach trekingowych i z plecakiem. Trochę zarośnięty.
Nie mogę przez nią jeść. Nie mogę przez nią spać. Kiedy wspominam, jak piękna była kiedy ostatnim razem gościła tutaj, w oczach stają mi łzy. Tęsknię.