znacie ten schemat?
najpierw planujesz zrzucić parę kilogramów, marząc o zdrowym i szczupłym ciele, płaskim brzuchu, zgrabnych nóżkach
myślisz sobie "pięć, może sześć kilogramów i będzie okej"
najpierw obfitą kolację zajmuje jabłko, potem już całkowicie odmawiasz sobie wieczornego posiłku
śniadanie też nie jest potrzebne, no bo po co
z czasem i obiad przestaje być twoim posiłkiem
ćwiczysz po to by mieć jędrne i wysportowane ciało
ale z biegiem czasu brakuje ci po prostu sił na codzienne ćwiczenia
twoja motywacja zanika
ale nie ma odwrotu
pranie mózgu zrobiło swoje
już nigdy nie zjesz batonika czy kawałka pizzy bez wyrzutów sumienia
a wiecie co najlepiej gasi takie wyrzuty?
myślisz sobie " ach zjadłam dziś za dużo, raz mogę"
no i wsadzasz te palce głęboko do gardła, dusisz się, łzy lecą po policzkach
ale jesteś dumna że udało ci się zwrócić ten pieprzony posiłek
historia się powtarza
nawet nie pojmujesz kiedy każdy twój posiłek zaczyna kończyć w ubikacji
przysłowiowy "jeden raz" zamienia się w rytuał
i coś z czego kiedyś byłaś dumna teraz jest tym przez co cierpisz
pierdolona ana
zaczynałam tutaj będąc szczęśliwą nastolatką z marzeniem o pozbyciu się kilku zbędnych kilogramów
widocznie jestem zbyt słaba skoro dałam się poddać takiemu gównie jak ana
ale schudłam
a to przecież do tego dążyłam, prawda?