No i proszę. Dodaję zdjęcie... cholera jasna, no zawsze mi się musi pomylić, przecież to idiotyzm mylić się w słowie "zdjęcie" ale na szczęście mam tutaj w tym moim komputerku takie coś, a to "coś" to taka linia czerwona, falowana i mi błedy podkreśla a jak na złość zawsze jest błąd przy tym "zdjęciu" no wbij sobie dziewczyno do łba, że to się pisze "zdjęcie" a nie "zdięcie" koniec kropka. Nie! wróć! Koniec, wykrzyknik!
Z powodu takiego a nie innego, że w społecznieństwie fotoblogowiastym mało notek porządnych, to ja, tak właśnie ja zamierzam właśnie dzisiaj i teraz taką oto napisać. Właściwie to hm... piszę ją dla siebie żeby potem nie było, że czegoś kiedyś tam nie zrobiłam. Godzina dwudziesta pierwsza (czyt.21) minut czterdzieści cztery (czyt.44). Właśnie naszło mnie takie pytanie. Jak to jest mieć zgagę? Bo tak właściwie, to ja sama nie wiem jakie to uczucie, a może i wiem, ale kiedy już tą zgagę mam to nie potrafię jej nazwać. Właściwie (właśnie stwierdziłam, że nadużywam słowa "właściwie") to trudno mi napisać porządną notkę, bo za dużo mi w głowie myśli przelatuje, żadna nie chce zbyt dłużej się rozwinąć, a najdłuższa dzisiejsza to chyba właśnie ta o zgadze. O mamo najdroższa, ta notka ma sens chyba tylko dla mnie, a nuż może ktoś mnie zrozumie...
Boli mnie coś czego nie mam...