brak zdjęć.
Mam dosyć wszytskiego, pogoda jest straszna, nie nawidze takiego czegoś, raz pada raz nie, raz pochmurno raz słońce, osobiście wolała bym juz zime, śnieg. męczy mnie ta szara jesien, wszystko jest takie monotonne, i myśl o tym, ze teraz będzie tylko coraz zimniej, przeraża mnie, nienawidze jesieni. Oczywiście to nie wsyztsko czego mam dosyć. miało być coraz lepiej, a jest wręcz odwrotnie. Zmęczone jestem strasznie, tym codziennym takim samym trybem życia, rannym wstawianiem. gdy przychodze ze szkoły, nauki od cholery, nie daje rady, kłade sie, próbuje zasnąć, ale zarazem oglądam rozmowy w toku, zasypiam w połowie, budze sie już na kolacje i praktycznie dzien juz prawie minął, a za nauke sie nie wziełam, ucze sie ale ni cholery, głowa boli i mam dojść wszytskiego, kłade sie, patrze gozina 0:00, zasypiam i gdy sie rano budze zawsze mam wrażenie, ze to jakaś 2-3:00, i myśle 'przecież ja dopiero sie położyłam' i tak ciągle, dzień w dzień, ledwo tak daje rade, przecież to dopiero gimnazjum, boze co będzie dalej.. męczy mnei to tak cholernie, zmęczona jestem ciagle, wszytsko mnie boli, idealnie potwierdza to wczorajsza poranna wizyta na pogotowiu. nawet te święta zbliżające sie, ten 'świąteczny klimat' czy to ze nawet wolne będzie, czy sylwester to w ogole nie poboduje uśmiechu u mnie na twarzy. tak patrząc na ostatnie dni, zmieniłam sie, juz nie jestem tak jak to wcześniej napisałam w którejś notce 'cholerną optymistką' wszystko mnie przeraża, wszytskiego sie boje, wszytskim sie przejmuje, a najbardziej tym, ze zebranie za tydzien w poniedziałek, wtorek, środa, czwartek - testy próbne, w sumie to sa tylko próbne, no ale cóż. Na lekcji kompletnie skoncentrować sie nie moge, lekcja sie kończy, nic nie pamiętam z niej. Matematykę, którą zawsze rozumiałam, którą lubiłam, teraz jest kompletnie odwrotnie. Z polskiego, gdzie nienawidziłam pisac rozprawek, wypracowań, analizy, interpretacji i etc. teraz nawet z chęcią pisze, takie prace, ewidentnie zmieniłam sie przez te ostatnie dni, to nawet nei tydzien, moze 3 lub nawet 2 dni. stałam sie jakaś taka opanowana, spokojna, ale i tak jak bym miała siedzieć piątkowy i sobotni wieczór w domu, to bym nie mogła tak. a jak narazie to wytrwac jakoś do tego weekendu, mam nadzieje, że wytrzymam, powtórzę sie kolejny raz, zmęczona jestem cholernie, dobrze by mi zrobiło jakieś wyjście, jakiś spacer, właśnie moze ktoś chętny? bozee, po jaką cholera ja w ogole to napisałam jak i tak tego nikt nie czyta -.- nie wiem co mnei natknęło na taką notke, może chciałam jakoś wyżalić, czy coś, przecież to nawet nie w moim stylu, nie lubiłam fbl i sądzilam, ze to nie dla mnie, no ale cóż, może po prostu potrzebowałm takiego czegoś, a jak narazie spadam do geografii i angielskiego.