Właśnie wracam do domu. Za oknem ciemno i strasznie zimno, jakiś mężczyzna usiadł obok mnie mówiąc, iż przypominam mu jego córkę.. Nie przedstawił się, więc i ja pozostałam anonimowa. Zapadła niezręczna cisza. Gdy autobus ruszył zaczął opowiadać o niej, zapytał się jaka jestem. Odpowiedziałam. Widać, że rozmowa sprawia mu przyjemność. Widziałam jego uśmiech, wzrok wędrujący ze zdjęcia w portfelu na mnie, dziwną ekscytację... Czy osoba tak bardzo podobna do kogoś nam bliskiego może sprawić tak dużo przyjemności i wywołać takie silne uczucia jak u tego mężczyzny? Jak widać może, zwłaszcza, że zbliżając się do miejsca, w którym wysiadał powiedział, że przeprasza za to, że się nie przedstawił.. On porostu nie chciał bym zrobiła to samo. Chciał poczuć się kimś kogo bym znała pomimo, iż jest mi obcy. Chciał porozmawiać ze mną jak ze swoją "małą" córeczką, której już nie ma. Nie żyje. "Jechałem na jej grób, by się z nią zobaczyć, a ona wyszła mi na przeciw." - nie zasnę tej nocy.